23 grudnia 2009

Życzenia...

...Wesołych Świąt i Optymistycznego Nowego Roku!

Nie dawajcie się wmanipulować mediom w pesymistyczną wizję rzeczywistości ;)


Blogiem zajmę się w nowym roku - parę tematów się nazbierało, ale czasu ciągle brak.

1 grudnia 2009

Zima?

"Pani kierowniczko, ja to wszystko rozumie! Ja rozumie, że wam jest zimno! Ale jak jest zima to musi być zimno, tak? Pani kierowniczko, takie jest odwieczne prawo natury!"

z filmu "Miś"

No właśnie - jest zima, ale nie jest zimno.
Nie jest to skutkiem używania odzieży termoaktywnej, kurtki z Primaloftu i picia gorącej herbaty.

Pogoda nas teoretycznie rozpieszcza - dziś w Krakowie było ponad 13°C ale wcale mnie to nie cieszy - tęsknię za trzaskającym mrozem, śniegiem po pas i dobrze zmrożonymi stokami w górach.

Wiadomo, że śnieg w mieście zawsze zamienia się w szarą breję, ale ten w górach jest niemal ikoną czystości.
Tylko, że ten śnieg musi tam być...

W niedzielę byłem w Tatrach i mam po prostu niedosyt warunków zimowych, zwłaszcza, że do kompletu wiał halny.

kurtka primaloft vick

19 listopada 2009

En montes panta rhei.

marmot test teamW niedzielę byłem w Tatrach.
Pogoda zapowiadała się kiepska i taka była, ale jako świeżo upieczony ojciec korzystałem z okazji wyrwania się z miasta.

Typowo angielska aura dała między innymi okazję na sprawdzenie funkcji ochronnych kurtki Marmot Aegis, która została mi udostępniona do testów przez polskiego przedstawiciela tej firmy.
Póki, co powiem tyle, że przyzwyczaiłem się do kurtek z kapturem technicznym i prosty, w Aegis pozostawia lekki niedosyt.

Dzień w takich warunkach atmosferycznych objawił parę prawd (często oczywistych):
-dobry worek wodoszczelny w plecaku to podstawa
-zewnętrzna, siatkowa kieszeń jest doskonała na mokre rzeczy
-suche też robią się w niej mokre ;)
-zawilgocona koszulka z merino niekoniecznie jest miła i ciepła
-milutkie wykończenie rękawów podciąga wilgoć, mocząc polar
-spodnie zrobione z Cordury schną dość długo
-spodnie przeciwdeszczowe to czasami świetna rzecz
-fabryczna impregnacja butów bywa zaskakująca - Manty, po kostki w brei, tylko lekko zawilgły w środku
-Wool Buff przemaka ;] nokia e55 smartfon
-rękawiczki z Windstopperu potrafią wchłonąć szklankę wody spływającą po rękawach
-czekan przydaje się na najprostszych, najbardziej uczęszczanych odcinkach szlaków, gdzie masy ludzkie zmieniły śnieg niemal w lód
-Douglas Adams był prorokiem, jego wizja elektronicznej książki "Autostopem Przez Galaktykę", to przyszłość smartfonów z Symbianem
-Nokia E55 to świetny, wszystkomający telefon do czasoumilania podróży w i z gór, na którym w wolnej chwili da się nawet napisać post na bloga...

8 listopada 2009

Nowa zabawka - Marmot Ultra Kompressor

marmot kompressor ultraOd niedawna mam okazję używać nowego plecaka spod znaczka świstaka. Ultra Kompressor jest rozwinięciem modelu Kompressor, który zasadniczo jest połączeniem worka kompresyjnego i daypacka - stąd nazwa.
Wersja Ultra różni się od modelu podstawowego tym, że tak naprawdę kiepsko się kompresuje ;)
Nazwa Ultra nie wzięła się ani od jego ultra-niskiej wagi, ani raczej nie od przeznaczenia do ultra-maratonów, o tu brakuje paru gadżetów.
Pojemność to raczej realne 20 litrów, realna, sprawdzona waga to 590g, co jest miłe, ponieważ producent deklaruje bodajże 652g.
W zamyśle mam używanie go jako zimowego daypacka - tu zastąpi BD Bbee, który niestety ledwo mieści raki i trzeba kombinować z dopięciem czekana, latem jest wystarczający.

Marmot Ultra KompressorPlecak wyposażono w trzy kieszenie siatkowe - dwie po bokach i dużą na froncie oraz w zapinaną na zamek kieszeń na klapie.
Klapa ma taką samą konstrukcję, jak w modelu podstawowym - dwa boczne, pionowe troki i jeden na środku. Te dwa boczne są raczej atawistyczną pozostałością wynikającą z nazwy, niestety nie służą one do kompresji, a jedynie przytrzymuje boki klapy, co de-facto, można było rozwiązać inaczej.
Kompresja jest paradoksalnie, minimalna.
Dużą zaletą natomiast jest to, że plecak posiada dwie pętle i dwie gumki do przypięcia czekanów czy kijków oraz wyciąganą matę usztywniającą plecy.
Przesztywnienie pleców sprawia, że bardziej wypakowany plecak nie zwija się w kłębek, a wyciągnięta i rozłożona pianka może służyć jako siedzisko.
Szelki wypełniono pianką EVA, wentylacja pleców ogranicza się do dwóch pasów siatki typu 3D.
Szelki mają rozstaw raczej na barczystego chłopa, niż na osobę drobną, ale pomaga pas piersiowy.
Pas biodrowy to 25mm trok, który lada chwila przerobię tak, żeby dało się go wygodnie odpiąć.
Jak widać na zdjęciu, do linki ściągającej "komin" dowiązałem repik - niestety nie dało się go wygodnie ściągać nawet bez rękawic.
Jak się będzie dalej sprawdzać, napiszę po zimie.

1 listopada 2009

I feel good!

O 9:50 usłyszałem po raz pierwszy ten cudowny dźwięk, który przez najbliższe miesiące będzie nam spędzał sen z powiek.
Zostałem ojcem :)

24 października 2009

Wool Buff® raport krótkoterminowy.

merino wool buffWool Buff jest już dostępny w sklepach i coraz częściej odpowiadam na Wasze pytania na jego temat.
Skoro jednak mam własne miejsce w sieci - załatwię to hurtowo :)

Wool Buff dotarł do mnie ponad pół roku temu, od tamtej pory był wystawiany na mróz, śnieg, deszcz, wiatr i słońce, w zasadzie w każdej sytuacji sprawował się zaskakująco dobrze.
Najlepszą jego cechą jest większa długość, która pozwala dużo łatwiej chronić głowę, twarz i szyję pod postacią kominiarki.
Wełna z merynosów, z której został wykonany, nie jest specjalnie gruba i podczas bardzo silnego wiatru i niskiej temperatury przydaje się dodatkowa ochrona głowy lub chociażby zatok i uszu w postaci czapki lub opaski.

merino wool buffJako czapka jest wręcz idealny - podwójnie złożony materiał dobrze utrzymuje temperaturę głowy, a dodatkowe wywinięcie brzegu (pamiętajmy, że ten rodzaj jest dłuższy od wersji original) chroni dodatkowo uszy i zatoki.
Podczas lekkiej mżawki i opadów śniegu tylko nieznacznie nasiąka, co podczas ruchu nie jest groźne, bo zazwyczaj temperatura mojej głowy potrafiła to podsuszyć.

Podczas słonecznej lecz nie upalnej pogody wełniany Buff założony jako chusta z osłoną karku dobrze chroni skórę przed słońcem - także uszy, niestety nasunięty na nos nie jest już wygodny.
Odprowadzanie potu jest na całkiem dobrym poziomie, wiec wiosną i w chłodniejsze letnie dni (lub po prostu wysoko) można być spokojnym o suchą głowę. Niestety jeśli temperatura lub tempo marszu wzrasta wełna z merynosów przestaje "wyrabiać" i pozostaje odczuwalnie wilgotna.
Podobnie wygląda tempo schnięcia mokrych merynosów - widać zasadniczą różnicę na niekorzyść wełny w porównaniu do klasycznego Buffa z mikrofibry. W zasadzie nie potrafię określić o ile dłużej schnie ten wełniany - różnicę zauważyłem zimą, kiedy fragment zasłaniający usta, po odmrożeniu w ogrzewanym samochodzie, po dwóch godzinach był nadal mocno wilgotny.
W takich samych okolicznościach Buff Original był już suchy.

Osłona szyi, na którą od samego początku tak mocno liczyłem jest całkiem dobra, choć i tak pozostaje odrobina luzu pod podbródkiem, do golfu się to nie umywa. Oczywiście mowa o mojej szyi - kołnierzyk 36 ;)
Na upartego rozwinięty Wool Buff można założyć po prostu jak szalik, co może być wygodne podczas gdy jest zbyt ciepło, a nie chcemy ściągać plecaka czy też chować chusty do kieszeni. W upały spełnia w ten sposób rolę ochrony karku.

No to czy Wool Buff może zastąpić wersję Original, czy jest od niej lepszy?
Moim zdaniem nie - jest inny, tak jak koszulki z merino nie zastąpią w pełni koszulek syntetycznych, tak merino buff nie zastąpi buffa z mikrofibry - te dwa modele znakomicie się za to uzupełniają.
Mister Wool jeździ ze mną na każdy wyjazd - latem jako rezerwowy lub jako osłona aparatu w plecaku, zimą jako główny - Original jest w rezerwie lub w uzupełnieniu.

Moja kolekcja Original Buff ciągle się powiększa - ostatnio o edycję limitowaną, jednak Wool Buff na dobre znalazł sobie miejsce w każdym moim plecaku i jako merino-sceptyk szczerze mogę go polecić.

merino wool buff

1 października 2009

Montane Oryx Jacket.

Cieńki polar, polar setka, Powerstretch? Mniej więcej takie słowa mi się nasunęły na myśl, kiedy po raz pierwszy zetknąłem się z bluzą Montane Oryx.

montane oryx jacket

Tak naprawdę Oryx jest zrobiony głównie z Polartecu® PowerDry® oraz DRYACTIV® Express w strefach pod pachami i na rękawach. Oba materiały są elastyczne, dzięki czemu bluza dobrze przylega do ciała.

No właśnie, PowerDry®, zawsze kojarzyłem ten typ materiału raczej z cienkim materiałem o fakturze siateczki, stosowanym na koszulki i inne rodzaje bielizny.
A tu jest on w dotyku niemal tak gruby jak Polartec Micro albo inna "setka"...
Dodatkowo gęsto tkana zewnętrzna powierzchnia i domieszka Spandexu upodabnia go raczej do cienkiego Powerstretchu®

O co w tym wszystkim chodzi, czemu jest to podobne a jednocześnie czym się różni od w/w materiałów?
Polartec Classic 100/Micro jest jednym z najlżejszych i najpopularniejszych rodzajów fleecu. Znakomicie sprawuje się jako lekka warstwa termiczna pod wiatrówką czy kurtką zewnętrzną. Jest chyba najczęściej stosowanym typem lekkiego docieplenia.
Polartec Powerstretch jest chyba pierwszym, a na pewno najbardziej znanym typem elastycznego fleecu. Dodatek włókien elastycznych sprawia, że tkanina przylega do ciała i zachowuje się jak druga skóra. Powerstretch jest często odbierany jako częściowo odporny na wiatr, za sprawą bardziej zbitej zewnętrznej powierzchni i lepszego przylegania do ciała.
Polartec PowerDry przez inna strukturę materiału ma, w porównaniu do powyższych materiałów, lepsze właściwości odprowadzania potu - działa sprawniej i szybciej. Najczęściej jest spotykany w odmianie cienkiej, idealnej na tzw. pierwszą warstwę.

W Oryxie, Montane zdecydowało się na połączenie termiki, elastyczności i najlepszego odprowadzania potu w jednej bluzie.
PowerDry zastosowany w tej konstrukcji, jest elastyczny w 4 kierunkach, ma grubość 194g/m², i oczywiście strukturę odpowiedzialną za szybkie odprowadzanie wilgoci.
Ponadto panele E.B.P. (Enhanced Breathing Panels) pod pachami i wzdłuż rękawów zrobiono z elastycznego, cieńkiego poliestru DRYACTIV® Express.

Krój i bajery

Oryx posiada długi - pełny zamek YKK z półautomatyczną maszynką. Pozwala to na rozpięcie zamka jedną ręką oraz na skuteczne zablokowanie go tak, żeby sam się nie rozpinał. Dodatkowo maszynka jest mała i płaska.
Zamek, od spodu, na całej swojej długości jest ładnie wykończony dwoma miękkimi patkami, które po zapięciu zamka łączą się i chronią skórę (i włosy) przed zamkiem.
Na prawej piersi znajduje się mała kieszonka z zamaskowanym zamkiem. Kieszonka posiada w rogu mały otwór od wewnętrznej strony, przez który można wysunąć kabel słuchawek. W kołnierzy znajdziemy też dwie elastyczne pętelki do przytrzymania słuchawek w odpowiednim miejscu.
Kieszonka idealnie sprawdza się zimą, kiedy warto mieć dobrze ogrzaną baterię w komórce czy w mikro-aparacie.
Jeśli o kieszonkach mowa, to jest jeszcze jedna - nieoczywista, bo to kieszonka na wieszak i metki. Znajduje się na karku, przy dolnym szwie kołnierza (widoczne na powyższym zdjęciu ze schowanymi metkami). Naturalnie metki zawsze można wyciąć, ktoś powie, ale wieszaczek do powieszenia bluzy "na kołku" mnie się czasem przydaje.
Za to po schowaniu, nie ma mowy o drapiących metkach.
Jedna czwarta obwodu rękawa (na całej długości) jest zrobiona z cieńszego materiału niż reszta bluzy - Dryactive® Express. Ta strefa płynnie przechodzi pod pachę i ciągnie się aż do dołu bluzy.
Montane określa ją mianem Enhanced Breathing Panels (E.B.P.), czyli paneli poprawiających oddychalność - nazwa w tym przypadku jest bardzo trafiona.
Strefy E.B.P. w odzieży Montane pokrywają się w poszczególnych warstwach, np. w Oryxie i wiatrówce Featherlite Marathon Jacket.

A jak to działa?
Oryxa mam od grudnia 2007 roku i muszę przyznać, że jest to moja "najulubieńsza setka".

Montane Oryx on vick
Zimą, noszona jako pierwsza warstwa, zapewnia odpowiedni poziom izolacji i dużo lepszą swobodę ruchu niż zwykła setka.
Tu rzeczywiście przydatnym bajerem jest wewnętrzne wykończenie zamka i kieszonka na wieszaczek - nic nie gryzie i nic nie drażni skóry.
Latem, Oryx ląduje w plecaku jako rezerwowa warstwa docieplająca - jest na tyle mały po spakowaniu, że nie przeszkadza w plecaku, a długi zamek umożliwia wygodne zakładanie bluzy oraz dużą możliwość termoregulacji. W zależności od tempa marszu i temperatury zewnętrznej, odpinanie zamka oraz podwijanie rękawów ogranicza konieczność zatrzymywania się na przebieranie. Boczne panele umieszczone w strategicznych miejscach zapobiegają przegrzewaniu się.
Przy umiarkowanie silnym wietrze nie zakładam nawet wiatrówki. Gładka, elastyczna powierzchnia bluzy nosi tylko nieznaczne ślady po szelkach plecaka.
Przez całą resztę roku, w górach i na codzień, traktuję Oryxa jako lekką, wygodną bluzę.

Oryxa mam w genialnym kolorze paprika (kolor sproszkowanej papryki), niestety ten kolor zostaje zastąpiony przez alpejską czerwień. Dlatego już teraz kupiłem drugiego Oryxa. Bluza poczeka pewnie jeszcze trochę na dnie szafy, bo pierwsza jakoś nie specjalnie chce się zużyć :)

Oryx posiada swój odpowiednik dla kobiet o nazwie Gazelle.
W stosownie innym kroju i z kieszonką na ramieniu.

29 września 2009

Wkładki do butów Superfeet.

Jak już wcześniej wspominałem, na naszym rynku pojawią się niebawem wkładki do butów Superfeet.

wkładki do butów superfeet soles
Pod moje stopy dostały się wkładki Superfeet Blue - według producenta, najbardziej uniwersalny model z całej kolekcji, przeznaczony głównie do butów sportowych i lekkich butów górskich, w których nie ma zbyt wiele miejsca na grubszą wkładkę w kolorze zielonym. Superfeet ma odmienny niż większość producentów pomysł na to jak powinna działać wkładka, zamiast formować ją do konkretnej stopy jak robi to np. Sole, oni zapewniają neutralną/poprawną podporę pięty i sklepienia.
Na pierwszy rzut oka wygląda to mało zachęcająco - zamiast miękkiej, amortyzującej wkładki, jest kawał sztywnego plastiku.
Inaczej też dobiera się wkładki do stopy - decydująca jest długość stopy od pięty do śródstopia (de facto długość tego plastiku pod wkładką) a nie długość całej stopy - wkładkę się docina odpowiednio do buta.

Nie należy oceniać wkładki po okładce.
Po odpowiednim docięciu długości i dopasowaniu do buta, Superfeet nosi się bez problemu i moje obawy przed słabą amortyzacją i pozorną twardością wkładki były nieuzasadnione.
Póki co stosowałem je w butach niskich, typu biegowego, bo w takich chodzę po górach w sezonach bezśnieżnych i tu rzeczywiście widać, że wkładki zostały do takich butów stworzone. Zarówno na łatwych szlakach beskidzkich jak i w Tatrach dają odpowiedni efekt - stopy nie bolą i nie czuć wkładki w bucie.
Co lepsze, nie czuć też wkładki po wyjęciu nogi z buta :)

Przed Superfeet'ami jeszcze sprawdzian w butach zimowych, dla mnie ważniejszy niż letni - zobaczymy jak sobie niebieskie radzą z ciężkim sprzętem.
Jeśli słabo, trzeba będzie kupić zielone, a niebieskie zostaną do lekkich butów.

23 września 2009

Jesień.

Od dziś mamy jesień w kalendarzu, w górach jest już widoczna i można ją odczuć chociażby podczas rześkich poranków i chłodnych wieczorów.



Pogoda trochę temu przeczy - dziś ma być w Krakowie 25°C, może dlatego jest jeszcze tyle tłumów na szlakach.
Ale już niedługo, już niedługo... :]

21 września 2009

Kubek termiczny.

lifventure thermal mugNigdy nie czułem potrzeby posiadania kubka termicznego. Zawsze był to dla mnie synonim kolejnego, nikomu niepotrzebnego gadżetu, który jest "niezbędny każdemu turyście".
Częściowo wpływ na takie odbieranie tych przedmiotów ma zapewne fakt, że nie pijam wrzątku - lub patrząc z innej strony - piję raczej letnią herbatę, a nie taką tuż po wlaniu do kubka :)
Niemniej ważne jest to, że klasyczny kubek termiczny ma zbyt mało zastosowań:
nie można w nim gotować (stawiając na palniku), nie trzyma temperatury tak długo jak termos, no i nie można włożyć go do plecaka jeśli jest w nim płyn, zwyczajnie przecieka spod przykrywki.

Muszę przyznać, że mimo całego sceptycyzmu zaskoczył mnie kubek Lifeventure.
Był to pierwszy szczelny kubek termiczny, z którym się spotkałem (potem widziałem jeszcze podobne robione przez SIGG).
No tak, ale - mam litrowy termos, stado kubków, w których mogę zagotować wodę, to po co mi jeszcze dodatkowe 300g (!) w plecaku?
Odpowiedź na to pytanie jest prosta i wynika z mojego lenistwa i manii zmniejszania objętości a nie wagi - jest wygodny.
Na wypady jednodniowe nie zabieram termosu - bo jest duży i ciężki. Gorący płyn wlany do Nalgene i opatulony pokrowcem i kurtką z primaloftu, na mrozie stygnie w ciągu 1-2 godzin.
Dlatego wiążę duże nadzieje z używaniem tego kubka podczas zimowych (i nie tylko) krótkich wypadów, podczas długich wyjazdów dalej nie widzę specjalnego sensu jego użycia.
Latem jest szansa na wypicie zimnego napoju zamiast ciepłej lury nagrzanej w plecaku.

lifeventure thermal mugKubek jest zrobiony ze stali nierdzewnej, w środku powleczony jest jakimś rodzajem lakieru, który wydaje się być zbliżony do teflonu czy innej powłoki antyadhezyjnej. Nakrętka składa się z dwóch części, obie posiadają gwint zewnętrzny - czyli część dolna wchodzi w kubek, część górna w dolną część nakrętki. Dlaczego taka skomplikowana konstrukcja? Otóż górna część kryje zawór odpowietrzający - dzięki niemu można łatwo odkręcić zassany kubek. Uwierzcie mi - to działa, z ciekawości zakręciłem tylko dolną część i żeby ją odkręcić potrzebowałbym chyba klucza francuskiego z długą rączką :)
Wewnętrzny gwint w kubku pozwala na wygodne picie bezpośrednio z niego. Brzeg kubka jest gładki i ładnie wykończony - lekko wyprofilowany.

Kubek jest oczywiście po zakręceniu szczelny, spokojnie można wrzucić go niedbale do plecaka i być spokojnym o inne rzeczy.
Póki co, miałem okazję tylko parę razy go użyć m.in. podróż z dobrą kawą z domu do pracy - wypita ze smakiem po dobrych trzech godzinach od wlania, gorąca czekolada - po dwóch godzinach ciągle parzyła usta.
Najbardziej byłem ciekaw czy nada się on do zrobienia ciepłego quasi-posiłku na szlaku - po ok. czterech godzinach od wyjścia, jadłem rozgrzewającą i zapychającą zupkę hau-hau.

Fakty
Posługując się średnio dokładnym, rtęciowym termometrem ciemniowym ustaliłem, że w temperaturze pokojowej, po pięciu godzinach od wlania, temperatura wody w kubku spadła do 61°C.
Temperatura początkowa 98°C

Więcej uwag wrzucę jak już trochę go poużywam, póki co sprawia bardzo pozytywne wrażenie.
Jedyny minus, to początkowy "plastikowy" zapach. Błe!

7 września 2009

Kawa.

coffie lover
Kolejny "pierwszy wtorek tygodnia" zaczął się jak zwykle od kawy.
Napój podobno bardziej popularny od herbaty, pochodzący z Etiopii, spopularyzowany w krajach arabskich, następnie trafił do Europy i Ameryki.

Problem z kawą jest taki, ze ta "prawdziwa" i naprawdę dobra wymaga do przyrządzenia zazwyczaj specjalnego naczynia - albo mosiężnego rondelka albo mojej ulubionej moki.
W czym ten problem? W tym, że jeszcze nie znalazłem lekkiej, turystycznej wersji kawiarki, a siateczkowe praski do zsuwania fusów na dno mnie nie przekonują (bardziej to, co za pomocą nich się uzyskuje).
Może ktoś zna jakiś sposób na dobrą mokę w terenie?
Jeśli nie, to i tak życzę Wam udanego pon... pierwszego wtorku tygodnia.

4 września 2009

Nowości Deuter 2010

Wczoraj przeżyłem po raz kolejny, powrót do przyszłości.

Deuter Products 2010 grappa.pl
Dobra wiadomość dla gadżeciarzy i innych maniaków - przyjechała duża paka z produktami Deutera na rok 2010. Korzystając z tego, mogłem na spokojnie pobawić się tym, co przyszło. Na targach miałem zbyt mało czasu i możliwości żeby dokładnie się wszystkiemu przyjrzeć, więc i relacja była okrojona - poniżej więcej wrażeń. Nowe produkty pojawią się szerzej w sprzedaży dopiero w listopadzie tego roku i to nie wszystkie. Pierwsza, przedpremierowa partia jest niestety mocno ograniczona ilościowo i dlatego dostępna tylko w wybranych sklepach.

Spectro jak już wspominałem, to takie odchudzone połączenie ACT Traila z Futurą. No i to jest w nich piękne!
Spectro 32 jest chyba pierwszym plecakiem z siatką, którego pas biodrowy leży na mnie, tam, gdzie powinien.
Do tego jest zaskakująco lekki. Sam pomysł na zmianę taśm i klamer na 15mm jest naprawdę podziwu godny. Plecak traci na masie zachowując pełną funkcjonalność.

Mówiąc o serii ACT Trail, to zyskała nową pojemność - ACT Trail 38 EL, jednak nie jest to plecak dla każdego, bo po cyferkach widzimy literki "EL".
Podobnie jak modele SL (slim line) dla kobiet i osób o drobnej budowie ciała, Deuter wypuszcza serię EL (extra long) dla tych, którzy mają długi korpus albo wzrost przekraczający 1.85m
Długość systemów nośnych zwiększyła się o 6 do 9cm, w stosunku do modeli uniwersalnych.
Oprócz modelu ACT Trail, w serii EL znajdzie się Futura, Transalpine oraz ACT Lite.

grappa.pl Deuter ACT Lite 2010Nowe modele ACT Lite oprócz stylistyki i wprowadzenia "dynamicznych, kontrastowych linii", zyskują niebagatelne udogodnienie jakim jest duża, elastyczna kieszeń na froncie. Patent jest znany głównie z plecaków zza oceanu, jednak Deuter postanowił wstawić tu, może i cięższy, ale jednak pewniejszy rodzaj materiału. Z zewnątrz przypomina bardzo gęstą siatkę, od środka ma jakby drugą warstwę. Dopiero po rozciągnięciu tak jakby otwierają się oczka w tej tkaninie. Kieszeń frontowa jest spora, da się w niej przenieść kask, choć trochę go wystaje. Z tego samego materiału zrobiono boczne kieszenie.
Kolejnym udogodnieniem są cztery pętelki wszyte na obrzeżach przedniego panelu plecaka. Pozwalają na przełożenie troków, linki czy zaczepienie haczyków. Dzięki temu można w prosty sposób dopiąć coś lekkiego na zewnątrz, w "cieniu" plecaka - np. karimata, która nie będzie się zaczepiać przy przechodzeniu przez młodnik.

Cała seria akcesoriów została przeprojektowana i ujednolicona.
Znane produkty, moim zdaniem zyskały na zmianie designu, mają bardziej nowoczesny kształt, bardziej dynamiczną stylistykę i inne takie farmazony - mówcie co chcecie, po prostu zrobiły się ładniejsze.
Akcesoria wzbogaciły się, między innymi, o saszetki Neo Belt, tradycyjnie już, w dwóch pojemnościach I i II.
Na zdjęciu u góry wersja I.
Mają dwie wersje kolorystyczne - czarną ze srebrnymi detalami i szarą z niebieskawymi wykończeniami.
Saszetka nie jest jakaś bardzo nowatorska, ale fajnie wypełnia lukę pomiędzy saszetkami na dokumenty, noszonymi tuż przy skórze (nota bene też się u Deutera poprawiły), a relatywnie dużymi biodrówkami (nerkami, cińkciarami, itp.) noszonymi na zewnątrz.
Neo Belt jest z neoprenu, jednak w środku obszyto ją jakimś rodzajem nylonu. Dzięki temu jest dość elastyczna i dobrze przylega do ciała pod ubraniem, ale przy tym nie deformuje się zanadto po włożeniu do niej drobiazgów.
Komora główna w środku ma dwie siatkowe kieszonki, haczyk na klucze i wyjście na słuchawki. Na przodzie jest mała kieszonka na zamek - w sam raz na kartę płatniczą lub dowód.
Całość sprawia wrażenie klasycznej saszetki, tylko wykonanej w technologii stealth.
Mnie cieszy to, że mieści się w niej mój aparat, więc zimą będzie go w czym nosić pod kurtką, na pasie.

30 sierpnia 2009

Szkolenie Black Diamond i Garmin

W ten weekend miałem okazję uczestniczyć w szkoleniu sprzętowym Black Diamonda i Garmina, jak dla mnie największa atrakcja - portaledge, bo nie wiem czy w Polsce są miejsca gdzie byłaby konieczność jego używania.

23 sierpnia 2009

Targi i po targach.

Jak zwykle i co pół roku przemierzałem alejki w hala wystawienniczych kompleksu Targi Kielce.
Tym razem w dniach 21-23 sierpnia, pod wezwaniem Sport-Lato.
W zasadzie są to jedyne targi branżowe w Polsce, na których można było obejrzeć kolekcję wiosna/lato 2010 marek sprzedawanych w Polsce.
No właśnie, nie dość, że jedyne, to jeszcze hmm... pustawe.
W tegorocznej edycji wystawcy zapełnili tylko dwie hale - rok temu były aż trzy.

Co nowego? Jak zwykle wszystko idzie, a wręcz biegnie w kierunku redukcji wagi i objętości.

Nowa kolekcja Marmota zmienia się właśnie w tym kierunku - widać wyraźny zwrot w kierunku osób biegających oraz lekkich plecakowców - fastpackers ze sztandarową kurtką Mica Jacket, rozszerza się też seria plecaków Kompressor, niestety nie miałem okazji widzieć ich na żywo.
Więcej kurtek będzie szyta na membranie Strata - conieco więcej o tym materiale napiszę później.

W kolekcji Deuter pojawia się nowa seria Spectro - lekkich plecaków z kategorii Hiking.
Na pierwszy rzut oka, jest to połączenie najbardziej udanych i cenionych konstrukcji tej firmy w jednym plecaku.
Mianowicie: dostępu i dużej kieszeni na froncie plecaka jak w ACT Trail, z systemem nośnym Air Comfort z serii Futura. Ale na tym nie koniec, system nośny został odchudzony - wprowadzono stelaż z cienkich rurek oraz pas biodrowy i szelki z perforowanej pianki EVA.
Taśmy i klamry również przeszły liposukcję i mają teraz 15mm szerokości.
Siatki w kieszeniach, znane z serii Trail zostały zastąpione nieprześwitującym, elastycznym materiałem sprawiającym lepsze wrażenie niż ten używany przez Ospreya.
I właśnie pierwsze wrażenie jakie się nasuwa, to podobieństwo do Ospreya, jednak drugi rzut oka i to wrażenie mija. Rozwiązania i sposób wykończenia plecaków nie pozostawia wątpliwości, że to Deuter.
Pojawiają się też nowe modele z literkami EL - z przedłożonymi plecami - dla osób wysokich: Futura, ACT Trail 38, ACT Lite oraz Trans Alpine, cała masa akcesoriów i lekkie śpiwory puchowe w bardzo przyzwoitych cenach.
zdjęcie: Deuter

Warmpeace, jak wiadomo, od lat produkuje świetne śpiwory oraz odzież.
Bardzo mocno stoją w kolekcji rzeczy z Powerstretchu, jednak nie są to produkty z półki ekonomicznej.
Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom rynków takich jak polski, pojawią się dwie bluzy z cienkiego, elastycznego fleecu. Zarówno wersja damska jak i męska posiada kaptur, rękawy z dziurami na kciuki, pełny zamek i niewielkie kieszonki do ogrzania rąk.


Na przekór zdjęciu, będą kolorowe, a dokładnie w trzech kolorach: czarnym, mocca oraz chilli (hura!).
Model pokazowy był tylko w rozmiarze L, więc jest zdecydowanie za luźny. Sam materiał jest absolutnie miły w dotyku, więc sprawdzi się jako zimowa bielizna, jak i jako cienka bluza na warstwę drugą.

Berghaus zmienia kolekcję bielizny, z workowatych koszulek Tech-T nie rezygnują, ale pojawia się wersja z włóknem elastycznym o bardziej dopasowanym kroju, klasyczna seria o poprawionym - wyszczuplonym kroju, oraz aktywne T-shirty, luźne dla osób szukających większej swobody ;)
Zmieniają się też plecaki z serii Freeflow - głownie kosmetycznie, nieznacznie lżejsze materiały, więcej elastycznych kieszeni itd., pojawia się seria Freeflow Pro z lżejszym systemem nośnym.
Wychodzi nowy model buta Cuesta II, odrobinę cięższa ale solidniejsza wersja buta podejściowo-turystycznego. Cuesta, która jest obecnie produkowana dalej będzie dostępna.

Lifesystems wypuści apteczki dla fanów fast&light - w trzech rozmiarach, każda z nich jest koperta zapinaną na rzepa, zrobioną z ultralekkiej, silikonizowanej cordury. W środku znajduje się wodoodporna torebka aLoksak z najpotrzebniejszym, minimalnym wyposażeniem. Sądzę, że przypadną one do gustu nie tylko fanom adventure racing ale i lekkim turystom.

Pure Hydration pojawia się w końcu na polskim rynku.
Produkują butelki filtrujące Aquapure oraz filtry przepływowe. Więcej o filtrach ogólnie, można poczytać na blogu PA.

Gabel rozwija swoją kolekcję kijków z zewnętrznym systemem blokowania. W niektórych modelach zostanei on zdublowany zwykłym systemem rozporowym, gdyby ten podstawowy zawiódł. W celu ograniczenia wagi gwint będzie z tworzywa, a nie metalowy, jak to jest w innych kijach tej firmy.

To tyle relacji, o niektórych rzeczach będę pisał bliżej i bardziej szczegółowo ciut później.

20 sierpnia 2009

Baza na Gorcu.


Ostatni weekend spędziliśmy rodzinnie i błogo na bazie SKPG na Gorcu (w zasadzie na polanie Gorc Gorcowski).
Niby nic w tym nadzwyczajnego (no bo czy zawsze musi być coś nadzwyczajnego?), gdyby nie to, że moja żona jest w siódmym miesiącu ciąży :)
Nie dość, że sama zaproponowała ten wyjazd, weszła tam, to jeszcze była z tego baaardzo zadowolona.

Mam nadzieję, że to takim mały przedsmak wypraw z młodym, jak już się urodzi.
Tyle, ze teraz dzieciak jest w zasadzie bezobsługowy, jak się urodzi i podrośnie mój plecak zapewne urośnie jeszcze bardziej ;)
No i trzeba będzie w końcu przeprowadzić testy nosideł Deutera, plecaków dziecięcych i innych akcesoriów górskich w formie zminiaturyzowanej.

9 sierpnia 2009

Bezsenność.

Ostatni tydzień upłynął mi szybko i z minimalną ilością snu.
Sporo jeździłem po południu Polski, kładłem się późno, wstawałem za wcześnie...
W planach miałem wyspać się w sobotę, by w niedzielę i poniedziałek być gdzieś w Tatrach.

Cóż, żeby wiele nie pisać, poniedziałkowe plany wzięły w łeb, więc żeby nie tracić okazji do wyjazdu, w piątek po powrocie szybko się spakowałem, przespałem całe cztery godziny i ruszyłem na południe.

W planach miałem przebiec się Orlą, jednak po drodze doszedłem do wniosku, że zrobię tylko odcinek Granaty-Krzyżne.
Niemały wpływ na tę decyzję miały pewne obserwacje i przemyślenia związane z wyglądem polskich szlaków.
Jak człowiek jest niewyspany, chyba ma większą zdolność przywiązywania nadmiernej wagi do szczegółów - moja żona nazywa tę przypadłość - czepianiem się.
Im częściej bywam w Tatrach, tym bardziej mam wrażenie, że na polu wprowadzania udogodnień dla turystów, ludzi odpowiedzialnych za stan szlaków w TPN-ie można by porównać do tych, którzy rzucają innym pod nogi kwiaty... ale doniczkowe.
Wybrukowanie szlaków drobnymi kamieniami zapewne jest łatwiejsze i prostsze w wykonaniu niż zabezpieczenie ich żwirem (nie chodzi mi o sypnięcie luźnymi kamykami, a o wykonanie porządnej nawierzchni żwirowej), jednak takie kocie łby (najwidoczniej kotów z różnych gatunków i w różnym wieku) powodują, że niedzielni turyści, albo klną na czym świat stoi, bo nie da się po nich przejść bezboleśnie w klapkach, trampkach, czy adidasach, albo wydeptują boki szlaków. W sumie nic takiego, ale jak rozumiem, wyznaczanie i utrzymanie szlaków ma za zadanie ograniczyć ruch turystyczny do ich przebiegu i szerokości.
Pewnie, tak jak moja małżonka, uznacie to za czepialstwo, i będziecie mieli pewnie rację. Jedno jest pewne, te szlaki dojściowe do dolin tatrzańskich, są straszne dla stóp w każdym rodzaju butów, może poza klasą D.
Głównie brak snu i trochę te durnowate kamienie, wystudziły moje zapędy do długich wędrówek.

Tak czy siak, jak już się przemęczyłem i dotarłem do Murowańca koło 7:00, to na szlaku aż do 10:30 spotkałem trzy osoby. Bez tłoku i "winogronek" na łańcuchach, Tatrzańskie szlaki są naprawdę piękne.


Reszta zdjęć i klipy filmowe z wypadu: GALERIA tym razem na ovi - serwer udostępniany przez Nokię, bez ograniczeń pojemności i - co najważniejsze - ovi nie rości sobie praw do przetrzymywanych na serwerze zdjęć. Niestety jeszcze się muszę z ovi dogadać w kwestii układania zdjęć w galerii i wyświetlania powiększonych zdjęć, żeby ładne i duże na bloga wstawiać ;)

27 lipca 2009

Smartwool Microweght Zip T - rzut oka.

Jak wiecie, do wełny podchodzę jak pies do jeża albo jak przedszkolak do szpinaku. Jednak kto, jak nie ja, ma wypróbować kuszące nowości na polskim rynku? ;)

Od zeszłego sezonu można dostać w Polsce skarpety firmy Smartwool - czołowego przedstawiciela merino trendu w USA, niedługo do sklepów ma szansę trafić kolekcja odzieży spod tego samego znaczka. W ręce wpadły mi dwie koszulki, najpierw Sport NTS Zip-T, a następnie Microweight Zip-T.
Sport NTS ma zdecydowanie bardziej techniczny krój i szczelnie otula ciało, jednak gramatura materiału 200g/m2, wydała mi się zbyt duża dla moich zdolności wydzielania potu. Microweight ma 150g/m2 i jest to najcieńsza odmiana produkowana przez Smartwool.

Gwoli ścisłości muszę powiedzieć, że koszulka, którą miałem okazję dokładnie obmacać niestety była na mnie za duża, ale już zamówiłem identyczną w odpowiednim rozmiarze - S - podobno na starość się człowiek kurczy, co patrząc na rozmiary odzieży, u mnie występuje już teraz.
Ten model ma mniej elastyczny materiał i krój raczej ogólnoturystyczny niż typowo wyczynowy. Długie rękawy, stójka i długi zamek a do tego cienki, antybakteryjny materiał - w teorii idealna koszulka w góry, również latem.
Dlaczego?
Wrześniowy, turystyczny wyjazd w Alpy i bardzo ciepła wiosna w Tatrach pokazał mi sens noszenia koszulki z kołnierzykiem lub stójką - unika się poparzenia karku albo tony mazi przeciwsłonecznej spływającej wraz z potem wzdłuż kręgosłupa. Długi zamek pozwala w jakiś sposób ograniczyć przegrzewanie się na podejściu. Długie rękawy chronią ręce przed słońcem ale zawsze można je podwinąć, dzięki czemu nad ranem lub po zmroku, albo na jakiejś grani, nie trzeba koniecznie przebierać koszulki bo po rękach ciągnie.
Oczywiście ma to swoje ograniczenia, nie mam zamiaru katować się w takiej koszulce w upałach powyżej 25°C, ani uparcie nosić jej podczas niedzielnej ekspedycji na Turbacz ;)

Czy przekonam się do noszenia wełny - zobaczymy wkrótce.

Statis Pants - rzut oka.

Niedawno do mnie dotarły, więc trudno by było powiedzieć o nich coś więcej, ale jak wiadomo, pierwsze wrażenie jest najważniejsze :)
Berghaus Statis Pants są zrobione w 100% z elastycznej Cordury.
W linku jest wersja w kolorze tungsten/castel rock z obecnej kolekcji - użyto tu materiału o tych samych właściwościach, jednak bez wymieniania nazwy Cordura.
Moje spodnie pochodzą z kolekcji zimowej z zeszłego roku, są w jednolitym kolorze "tungsten" i w opisie na metce posiadają słowo "cordura".
Kolor wolframu, jest bliżej nieokreśloną mieszanką jasnego popielu i spłowiałej oliwki, co jest dość sporą odmianą w mojej szafie. Na Statisy trafiłem podczas poszukiwań długich, letnich spodni w kolorze ogólnobłotnym, na wyjazdy w niższe i bardziej błotniste rejony. Pomimo tego, że kolor spodni jest stosunkowo jasny (mam nadzieję, że wyschnięte błoto nie będzie tak widoczne jak na szarej czy czarnej nogawce), materiał jest grubszy niż mój ulubiony Tactel, a spodnie wyraźnie cięższe od Terra Pants, to udało mi się je zdobyć w moim rozmiarze!
Niby nic, ale w moim przypadku jest to wyczyn - zazwyczaj do sklepów trafiają spodnie rozmiarach od 32", co oznacza, że długość mają odpowiednią, ale w pasie zmieszczę jeszcze trzylitrowy bukłak. Jak znajdę rozmiar 30" - ma za krótkie nogawki. Berghaus produkuje spodnie w rozmiarach pasa i nogawki osobno, co nie oznacza, że łatwo je dostać - moje zostały wygrzebane z magazynu w UK dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora.

Statis Pants mają proste, dość dopasowane nogawki z minimalnie profilowanymi kolanami. Dwie otwarte kieszenie z przodu, w tym prawa kieszeń z wewnętrzną, zapinaną, tajną przegródką, tylną kieszeń na zamek. Na udach dwa, długie wywietrzniki (zamek + siatka). W pasie spinane są na haczyk i guzik oraz dodatkowo posiadają pasek z klamerką magnetyczną.
Porównanie do Montane Terra Pants nasuwa się samo, gdyby nie większa dbałość o detale u Montane, powiedziałbym, że spodnie są sobie równe pod względem funkcjonalności. Pierwszą irytującą rzeczą, którą odczułem po założeniu spodni są sztywne, haftowane i drapiące metki wszyte w pasie (wycięte), druga sprawa - bardzo szeroka patka pod rozporkiem nie zwęża się ku dołowi, przez co róg patki "bodzie" w pachwinę (podszyte), zamek kieszonki na tyłku zapina się w kierunku em... kręgosłupa (może się przyzwyczaję, albo nie będę używał).
Wczoraj odkryłem, że ściągacze na dole nogawek mogą obetrzeć kostki - plastikowy stoper jest doszyty na stałe na jej wysokości, a że chodziłem w sandałach, to miał prawo szorować (prawdopodobnie usunę drania).
Tak poza tymi drobnymi usterkami, które można łatwo naprawić lub nie zwracać na nie uwagi (ja się zazwyczaj po prostu czepiam, albo jestem rozpieszczony), to spodnie zapowiadają się całkiem nieźle, może wezmę je nawet w wyższe góry, jako odmiana dla moich ulubionych.

3 lipca 2009

Black Diamond Bbee

Producent podaje, że plecak ma pojemność 12 litrów i wagę 360g.
Pojemność wydaje się być podana prawidłowo, waga mojego egzemplarza (po drobnych modyfikacjach) to 366g. Nie jest to może waga ultralekka, ale Bbee nadrabia wytrzymałością materiału - nylon 210d, po ponad 1,5 roku używania nie wykazuje jakichkolwiek oznak zużycia, a jest noszony codziennie w mieście, bywa w Beskidach i Tatrach, zaliczył też wyjazd w Alpy.

Patrząc na wyposażenie plecaka, od razu widać, że został zrobiony przez firmę szyjącą głównie dla wspinaczy - proste linie i brak jakichkolwiek elementów, które mogą się zaczepić podczas wspinania. Dzięki temu plecak ma bardziej "elegancki" wygląd, choć czasami brakuje mi w nim bocznych siatkowych kieszonek, do których się przyzwyczaiłem w poprzednim plecaku (Deuter Ios).

W środku plecaka mamy płaską kieszeń na plecach - domyślnie na bukłak, oraz kieszonkę zapinaną na zamek na froncie plecaka. Mała kieszonka posiada haczyk do przypięcia kluczy, a nad tą drugą znajduje się tasiemka do podwieszenia bukłaka (pętelka z taśmy) oraz wyjście na rurkę, przykryte z zewnątrz materiałem na kształt tunelu.
Rurkę można wyprowadzić zarówno na prawą jak i lewą stronę. Na obu szelkach znajdują się naszyte gumki do przytrzymania rurki.

Bbee nie ma w żaden sposób usztywnionych pleców, jedynie cienką warstwę pianki. W części środkowej, wzdłuż kręgosłupa znajduje się panel z siateczki typu 3D mesh, która w sposób dostateczny radzi sobie z rozprowadzaniem wilgoci, jednak cudów po takim rozwiązaniu nie należny oczekiwać. Takie rozwiązanie konstrukcji pleców pozwala traktować plecak również jako rodzaj worka pakunkowego (stuff sack) wewnątrz większego plecaka czy torby. Ma to tez swój minus, nieumiejętnie zapakowany ma tendencję do zwijania się lub rzeczy w środku gniotą w plecy.

Szelki plecaka są również lekko wyściełane pianką i o spodu podszyte siateczką 3D. Są dobrze wyprofilowane i układają się zarówno na męskich jak i damskich ramionach.
Pas piersiowy ma wszyty elastyczny "bufor na oddech" i ma płynną regulację położenia.
Dolny pasek stabilizacyjny jest wszyty na stałe. Podczas użytkowania w mieście, da się w miarę dobrze przewlec go za plecak, żeby nie plątał się niepotrzebnie.
Jedną z modyfikacji, którą wykonałem, jest doszycie szlufki z taśmy 20mm przytrzymującej ten pasek na froncie plecaka. Szlufka ta pełni równie rolę punktu mocowania czekana lub kijków trekkingowych.

Kolejną modyfikacją, którą mam w planach, będzie dołożenie elastycznego ekspandera na froncie, który umożliwi przenoszenie raków lub kurtki na zewnątrz plecaka.
Tu wychodzi mały minus Bbee (w formie niezmienionej) - przy 12 litrach pojemności ciężko jest się spakować na jeden dzień zimą, wpakowując do środka raki. Brakuje ponadto choćby tylko szlufki, która by umożliwiła przypięcie czekana.
Wygodnym i pewnym sposobem jego przenoszenia jest przełożenie go metodą "na szybko" pomiędzy szelkami, jednak jest to tylko półśrodek.

Inne zmiany to tak naprawdę detale - końcówki taśmy biodrowej nie miały żadnych zaczepów, które by je przytrzymywały. Wodziki zamków były bardzo masywne i metalowe, a dopiero do nich przyczepiono grube repy z plastikowymi zaślepkami - metalowe ustrojstwa odciąłem, a do maszynki dowiązałem cienkie repiki w dodatku w kolorze ucha transportowego :)

Podsumowując, Black Diamond Bbee jest całkiem sensownym, lekkim plecakiem do wypadów w teren jak i do użytku turystyczno-miejskiego. Materiał plecaka co prawda podczas silnego deszczu po prostu przemaka, jednak jest wytrzymały i lekki. Jakość wykonania jest na wysokim poziomie, można się tylko czepić rozwiązań detali tj. brak klamerek na końcówki taśmy biodrowej.
Z uwagi na inne przeznaczenie plecaka niż to z jakim go używam, dokonałem w nim własnych zmian, czego nie można traktować jako wady, po prostu jest to plecak letni, a nie zimowy. Prawdopodobnie lepszym wyjściem byłoby zaopatrzenie się w plecak Osprey Talon 11, który posiada frontowy panel z ekspanderem i mikro pętelkę w tym miejscu, w którym doszywałem swoją. Jednak waży już prawie 2 razy więcej - 670g.
System wentylacji pleców w Bbee jest tak naprawdę żaden - przy małych i tak lekkich plecakach - trzeba się z tym liczyć. Miękkie plecy dają za to lepsze możliwości pakowania plecaka w czymś większym. Bbee dobrze przylega do pleców, co docenią nie tylko wspinacze ale i osoby biegające maratony górskie lub lekki turysta ;)

30 czerwca 2009

Nie ma rzeczy uniwersalnych.

Koniec czerwca, Tatry, na północnych stokach zalega jeszcze śnieg, rano lało jak z cebra, potem słońce grzało jak na Saharze.

ultralite kit gear
Prognoza pogody sprawdzona o 3 nad ranem informowała, że można się spodziewać deszczu konwekcyjnego, zachmurzenia i temperatury w granicach +15°C.
Rzeczywistość była trochę inna - od Nowego Targu było oberwanie chmury, więc w ruch poszła lekka kurtka membranowa. Niestety temperatura powietrza i wilgotność nie są sprzymierzeńcem membran, odrobina ruchu w takich warunkach powoduje efekt sauny.
Żeby tego uniknąć zdecydowałem się na szybką zmianę garderoby, założyłem DriClime, który wziąłem jako "najbardziej uniwersalną rzecz w plecaku". Ten windshirt zastępuje lekki polar, zapewnia ochronę przed wiatrem, chroni przed lekkim deszczem, nie pozwala się przegrzać na podejściu - to wszystko prawda, ale raczej zimą. Niestety wyższa temperatura i podszewka, w która wyposażona jest kurtka nie są dobrym połączeniem.
Nawet nie wiecie jak bardzo brakowało mi wtedy lekkiej wiatrówki z Pertexu! Założona na koszulkę spokojnie radzi sobie z wilgocią generowaną od środka jak i tą, która atakuje z zewnątrz. Sytuację uratowało to, że przestało padać. Resztę drogi do Murowańca pokonałem po ludzku, tylko w koszulce.

Wiedząc, że możemy trafić na śnieg, zabrałem złom żelazny w postaci czekana i raków.
A, że raki mam półautomatyczne, w plecaku wylądowały również buty, do których mogę je podpiąć. Dlaczego w plecaku? Bo parokrotnie miałem okazję się przekonać, że szlaki w Tatrach są przygotowane dla turystów i spacerowiczów i w stosunkowo twardych butach podejście zakrawa o masochizm. Jako buty podejściowe świetnie sprawdzają się lekkie śmigodasy np. Salomon Symbio (mam wersję poprzednią).

Raków w końcu nie użyłem, przy takiej ilości śniegu wystarczył głęboki bieżnik i sztywność podeszwy plus asekuracja czekanem. Prawdopodobnie używając złożonego kijka trekkingowego, bez talerzyka podchodziłoby się podobnie, jednak czekan daje ciut więcej pewności i wygląda bardziej profesjonalnie ;)

mountaineering lightweight tatra mountains
To, co się sprawdziło idealnie, to opisywane wcześniej spodnie Terra, czapka Aero Cap oraz (o dziwo) Buff z merino Po części dobrze sprawowała się koszulka z długim rękawem ze Sportwool, sam materiał jest idealny na taką pogodę, krój rękawów pozwala łatwo je podciągnąć, jednak zbyt szeroki dekolt przy lejącym się z nieba promieniowaniu oznacza spalony kark.
Nie sprawdziła się Driclime - użyta jedynie jako kurtka postojowa - jest po prostu za ciepła.

windshirt, ultralight, marmot driclime
Taki stan rzeczy dał mi do myślenia.
Pierwszą sprawą, którą zamierzam zmienić, to powrót do przyzwyczajenia zabierania ze sobą wiatrówki nawet do opery :)
Drugi krok to znalezienie jakiejś letniej (!) koszulki z długim rękawem i stójką chroniącą kark. Zastanawiałem się nad użyciem jakiejś syntetycznej koszuli z kołnierzykiem, jednak w górach lepiej się czuję w odzieży typu technicznego, o bardziej dopasowanym kroju niż w czymś co ubieram na spacer do lasu.
Początkowo myślałem o zaryzykowaniu kupna koszulki z cienkiego merino, licząc na duży współczynnik ochrony przed UV i zapachem, jednak dotychczasowe doświadczenia z tym materiałem powstrzymują mnie przed tym zakupem.
Najprawdopodobniej pójdę w stronę koszulek z technologią Cocona, chociażby z Marmota, bo jednak jest to syntetyk, ale z dodatkowym, podobno trwałym wykończeniem antybakteryjnym.
Trzecia sprawa to rozwiązanie przyczepności lekkich butów podejściowych na śniegu. Miękka podeszwa, nawet z agresywnym bieżnikiem raczej nie daje dużej nadziei na pewne trzymanie się zalegającego śniegu, rozwiązaniem oczywistym są raki.
Gdybym zaopatrzył się w coś takiego miałbym problem z głowy i mógłbym zabierać się z 12-to litrowym plecakiem a nie 30-to.
A na koniec, niczym parasolka na drinku lub wisienka na torcie, sprzęt który ot tak dawna chodzi mi po głowie, że nie widzę wyjścia i będę musiał go jakoś zdobyć.
Ultralekkie kije o minimalnej długości po złożeniu.

To jest plan zmian, jak szybko nastąpi jego realizacja - czas i budżet pokaże.
Na razie w pracy sezon, za oknem skwar, więc ograniczam wyjazdy - zwłaszcza w Tatry.
Nie lubię być deptany.

Zdjęcia mojej skromnej osoby zapożyczone z kolekcji traszana i jagulara

29 czerwca 2009

Zawrat sprintem

Wczorajszy dzień zaczął się ulewnym deszczem w drodze do Zakopca, a skończył spalonym karkiem i nosem.

Szybki wypad na Zawrat zweryfikował po raz kolejny moje wyposażenie ubiorowo-sprzętowe.
Więcej na ten temat napisałem tutaj.


Galeria zdjęć z wypadu.

25 czerwca 2009

Lekka, składana miska DIY

Temat wygodnego spożywania posiłków w terenie jest szeroki i głęboki, zwłaszcza jak dołożymy do tego fakt, że nie lubię nosić dodatkowych ciężarów.
Wyjadanie zalanych wrzątkiem wiórków, trocin i innych śmieci bezpośrednio z woreczka jest metodą, którą dość często stosuję, jednak czasami wygodniej zjeść posiłek z naczynia, którego ścianki zachowują przynajmniej pozory sztywności.

Rozwiązaniem okazało się być składane naczynie, które powstał z odcięcia dna starego bukłaka Kudu - naśladowcy butelki Platypus.
Tworzywo miski jest odporne na wrzątek i prawie nie mięknie od temperatury. Miska stoi stabilnie, wiec może służyć również jako podstawka do jedzenia w woreczku.
Co najważniejsze, tworzywo łatwo się myje i niespecjalnie łapie smak potraw (nie licząc zupek hau-hau ;).

Na dłuższe biwaki zabieram teraz kubek do gotowania pojemności ok 0,7litra, opisywaną miskę i sporka. Taki zestaw pozwala zjeść ciepły posiłek, który w między czasie da się popić gorąca herbatą, która nie smakuje tym co się właśnie je.

24 czerwca 2009

Montane Terra Pants

Montane Terra PantsOd prawie dwóch lat jestem szczęśliwym posiadaczem tych portek i nadszedł czas conieco o nich napisać.

Montane Terra Pants są wykonane z nylonu Tactel o gramaturze 110g/m2 oraz z Cordury Mini-Rip 160g/m2 z której wykonano wzmocnienia na kolanach i łydkach oraz na tyłku.
Oba materiały cechują się odpornością na wiatr - odpowiednio 10 i 9 CFM, oraz błyskawicznym tempem schnięcia. Nie muszę chyba wspominać, że materiały są termoaktywne, czyli przepuszczają wilgoć na zewnątrz i nie powodują "efektu koszulki non iron".
Co do odporności na wiatr, niestety nie jestem w stanie przełożyć dokładnie skali CFM na coś bardziej zrozumiałego, skala ta jest stosowana w krajach anglosaskich. Dodatkowo mała popularność tkanin bezmembranowych nie sprzyja jej rozpowszechnianiu.
W rzeczywistości sprawdza się to tak, że przy porywistym wietrze czuć niewielkie przewiewanie przez materiał, co niespecjalnie mi przeszkadza, bo nie są to spodnie zimowe.
Wzmocnienia są rozmieszczone w naprawdę strategicznych miejscach - Cordura wszyta jest tak, że obejmuje kolano i płynnie przechodzi na wewnętrzną stronę łydki - tam, gdzie najczęściej występuje tarcie o druga nogawkę. Duża łata na tyłku pozwala bez większego problemu siadać, opierać się czy przeciskać się wśród skał czy kosówki.
Materiał reszty spodni - Tactel ma dodatkowo wysoki filtr przeciwsłoneczy +40 UPF. Ciężko mi powiedzieć na ile jest to przydatne i o ile lepsze od Tactelu bez filtrów, wiem tylko, że powyżej 2500 m.n.p.m. wystarczyło mi 15 minut słońca, żeby skóra mi z karku zaczęła złazić.

Montane Terra PantsSpodni Terra używam głównie wiosną i jesienią oraz latem na większych wysokościach lub w gęstych zaroślach - w takich warunkach idealnie sprawdzają się zastosowane w spodniach siatkowe wywietrzniki na udach. Po rozpięciu zamka można cieszyć się ochroną długich spodni i lekką bryzą na skórze zapobiegającą przegrzewaniu się. Odpięcie jeszcze dolnych zamków (do połowy łydki) zapewnia niezły cug.
Spodnie mam w kolorze czarnym, co teoretycznie powinno dyskwalifikować je latem, jednak nie odczuwam jakiejkolwiek różnicy pomiędzy spodniami w kolorze czarnym a piaskowym w odbijaniu promieni słonecznych - w długich spodniach jest po prostu ciepło i tyle. Czepiając się koloru - wolałbym żeby te spodnie miały brązowe nogawki - na ciemnym kolorze widać doskonale plamy z błota ;)

Krój spodni pasuje mi idealnie - nie są to spodnie wspinaczkowe, więc jest lekko luźny, jednak ma dobrze wyprofilowane kolana i co najważniejsze nie są okropnie szerokie w pasie (idealny rozmiar byłby 30/32in czyli 74/80cm, M ma 32/31in 81/78cm).
Wysoki stan spodni dobrze współgra z noszeniem plecaka, nie ma mowy o jakimś obcieraniu czy zjeżdżaniu spodni. Dwie kieszenie zapinane na zamki są wystarczające, choć czasami, bardziej z przyzwyczajenia, brakuje mi małej kieszonki z tyłu.

W zasadzie Terra to moje podstawowe spodnie na wyjazdy. Używam ich w zakresie temperatur od -5°C do +20°C bez dodatkowej warstwy bielizny. W niższych temperaturach w zasadzie nie miałem okazji ich używać, ponieważ na ostrą zimę mam inne spodnie, jednak sądzę, że z getrami z powerstretchu powinny sobie nieźle radzić.

Spodniom nie straszne jest ocieranie się o skały, siadanie na przekraczanych pniach czy przebijanie się przez zarośla i kosówkę, wszystkie te próby przeszły bez szwanku.
Jedyny element, o który się martwiłem to otwarte wywietrzniki kiedy zaczepiały np. o gałęzie. Na szczęście nic złego z tego nie wynikło, ale profilaktycznie wolałem je przynajmniej częściowo zapiąć.

W prawej kieszonce wszyta jest wewnętrzna, zapinana kieszonka. Mały ale bardzo przydatny detal pozwalający zapomnieć o gubieniu kluczyka od samochodu, scyzoryka czy o ciągle wypadających drobnych.
Spodnie Montane Terra Pants
W spodniach dokonałem małej modyfikacji. Na końcach nogawek nabiłem metalowe oczka, dzięki którym przeplatam pod butem okrągłą gumkę. Taki "patent" zapobiega wpadaniu resztek wiosennego śniegu za cholewkę. dzięki temu nie muszę zabierać dodatkowo stuptutów bo spodnie w sposób dostateczny chronią przed błotem i śniegiem.

Na koniec zostawiłem chyba największą zaletę tych portek - wagę i objętość po spakowaniu. Producent podaje średnią wagę dla rozmiaru M=320g.
Mój egzemplarz (z delikatną warstwą błota) waży 328g, co uważam za naprawdę niską wagę dla tak wzmocnionych spodni. W plecaku spodnie Terra zajmują niewiele więcej miejsca niż termoaktywna koszulka z długim rękawem.

4 czerwca 2009

Piasek w butach.

Odkąd noszę mniej na plecach noszę też lżejsze obuwie. Nie mówię tu konkretnie o masie jednego buta, ale o typie konstrukcji. Niestety związane są z tym pewne niedogodności.

Odpowiednio wyćwiczone i nieprzeciążone (masą dodatkowego ekwipunku) stopy spokojnie sobie radzą w miękkich butach do kostki. Jednak ważna w takim bucie jest odpowiednia wkładka w podeszwie zabezpieczająca stopę przed uderzeniem od spodu np. o kamień, oraz dobre trzymanie stopy przez konstrukcję buta, sznurowanie itp.
Najczęściej te cechy łączą w sobie buty do biegów w terenie, choć coraz więcej pojawia się konstrukcji dla lekkich turystów (np. Salomon Xtempo następca modelu Fastpacker). Buty do biegania po rowach są na pewno lżejsze, a buty do lekkiej turystyki sprawiają wrażenie takich, które pożyją dłużej.
Jednak i w jednym i w drugim przypadku pojawia się problem związany z wysokością obuwia - drobne elementy pedosfery uporczywie dostają się do jego wnętrza, czyli, pisząc po ludzku - sypie się do środka piach, igliwie, kamyki, błoto i śnieg.

Oczywiście ten problem rozwiązują stuptuty, jednak zdecydowana większość z nich jest skonstruowana jako ochrona przed wodą i śniegiem, czyli jest bardziej wodoodporna niż oddychalna. Ponadto ciężko znaleźć jakieś modele, które nie kończą się tuż pod kolanem.
Idealnym rozwiązaniem byłyby niskie ochraniacze kończące się powyżej kostki, z materiału, który dobrze odprowadzi pot a jednocześnie ochroni przed drobnym świństwem szukającym darmowej kuszetki pod naszą stopą.

Czyżby softshellowe stuptuty?
Poniekąd tak, udało mi się znaleźć dwa modele ochraniaczy do przełaju - Quechua oraz Raidlight, jedne droższe od drugich, jednak żaden mnie nie przekonał do siebie.

Małym nakładem środków i sił postanowiłem wykombinować własną konstrukcję.
W moim przypadku dewastacji uległy termoaktywne legginsy z polipropylenu - obciąłem ich nogawki tuż pod kolanem. Następnie bardziej dla pewności niż z konieczności podszyte zostały obcięte brzegi (ukłony dla Teściowej) i po wstępnych oględzinach, doszyte kawałki okrągłej gumki (ukłony dla żony - też miała w tym swój wkład).

Ten rodzinny projekt dał taki efekt:

Ochraniacze sprawują się wyśmienicie, miałem okazje je sprawdzić w zalesionych miejscach w Rudawach, Górach Kamiennych, na Śnieżce, w Sowich, w Stołowych... Kolejne testy przejdą w Niskim i w połączeniu z moimi Mantami w Tatrach.
Oczywiście wymagają pewnych usprawnień - obszycie dołu powinno być wykonane innym szwem - elastycznym, zwykły, sztywny zaczyna pękać pod wpływem naciągania na but.
Górny ściągacz jest delikatny i nie uciska, jednak dość szybko się rozciąga i stuptuty czasami zjeżdżają za nisko, co jest irytujące - wszyję tam płaską gumkę.
Rozważam wykonanie kolejnej pary, nieco niższej i zrobionej np. z rękawów koszulki temoaktywnej. A kto wie - może wersję zimową ze starej kurtki softshellowej ;)

3 czerwca 2009

A miało być tak pięknie.

Plecak Nevis 1.0 by vick

W końcu udało mi się zdobyć worek, o którym docelowo myślałem projektując Nevisa.

Worek Tatonka Stausack XL ma podane wymiary: średnica 38cm, wysokość 100cm, co z prostego wzoru na pojemność walca powinno dać ponad 100L, rozmiar mniejszy, przy wymiarach 30 x 67cm powinien mieć coś koło 60L.

Niestety, porównanie obu worków L i XL wypadło tak, że stałem się posiadaczem tego większego. Mniejszy zmieściłby co najwyżej śpiwór i kurtkę z Primaloftu.

Wysokość dużego worka jest w sam raz - pozwala dopakować sporą liczbę rzeczy, a jeśli nie jest w pełni potrzebna - po prostu się ją roluje.
Natomiast szerokość/średnica wora jest zbyt duża - 38cm sprawia, że wór jest albo masakrycznie rozepchany na boki, albo wolna przestrzeń wypełnia się powietrzem i tworzy "baleron".

Problem polega na tym, że z dostępnych suchych worków, ten jest jednym z najlżejszych i największych - w przystępnej cenie oczywiście.

Sądzę, że wystarczająca średnica worka to 28-30cm, przy wysokości 100-120cm.
Takie wymiary zapewniają też jakąś przyzwoitą pojemność - przypominam, że nie jest to plecak dla ultraminimalisty, ale duży wór wagi lekkiej.

Na poniższych zdjęciach ponadto widać, że przy tej wysokości, trzeba przesunąć górne troki kompresyjne wyżej.

Plecak Nevis 1.0 by vick
Plecak Nevis 1.0 by vick

27 maja 2009

NEVIS 1.0 suchy, lekki plecak

Mam lekki (ale bez przesady) 30-to litrowy plecak DS Alpine, który sprawdza się doskonale w Tatrach i na letnie wyjazdy do tygodnia, jednak czasami trzeba zabrać lekkie ale duże wyposażenie, które po prostu się w nim nie mieści. Mam też 60-cio litrową Tatonkę o wadze w okolicach 2,5kg i nadmiarem wolnego miejsca w środku.

Sprzęt i odzież ciągle odchudzam, objętość kurczy się w oczach, więc i plecak do przenoszenia tego anorektycznego ekwipunku powinien nadążać za wypełnieniem.

W poszukiwaniach lekkiego plecaka 45-65 litrów zapuściłem się na straszne i zdradzieckie wody wynalazków o wadze poniżej 1kg, z dyneemy, ze sznurkami zamiast troków, za stelaż/usztywnienie robi w nim mata samopompująca i nie ma pasa biodrowego.
Byłem bliski kupna takiego wynalazku, jednak wyobraziłem sobie mój chaotyczny sposób pakowania i brak planowania w połączeniu z tak radykalną konstrukcją - efekt byłby mało przyjemny, zapewne kończyłby się trzykrotnym przepakowaniem plecaka każdego dnia, i bólem ramion, bo waga lekka to nie ultralekka.

Potem natknąłem się na suchy, przeprawowy worek z dopinanym do niego pasem i szelkami.
Olśnienie!
Czym jest plecak? - workiem z systemem nośnym.
A gdyby tak stworzyć solidny system nośny (ze stelażem i porządnym pasem biodrowym pozwalającym nie martwić się o wagę ładunku) z systemem mocowania worka?
Rolowany, suchy worek umożliwia dopasowanie objętości do potrzeb, ba! sam worek można wymienić na mniejszy lub cięższy/lżejszy w zależności potrzeb i można zapomnieć o używaniu pokrowca przeciwdeszczowego.

Z taką ideą skontaktowałem się z Wisportem, bo realizację projektu oparłem o plecy, szelki i front istniejącego modelu Climber tej firmy - taka decyzja ułatwiła i przyspieszyła proces powstawania plecaka. Modyfikacją systemu nośnego jest dodanie pasa biodrowego od plecaka Quickpack (podrasowana wersja pasa z Ventusa). Stare plecy Climbera to wytłaczana pianka - jest cieńka, lekka i sztywna sama w sobie no i nie nasiąka tak łatwo jak systemy z poduchami.

Pobazgrałem jeszcze paręnaście różnych szkiców i wymyśliłem system mocowanie i kompresji worka. Summa summarum wyszło mniej, więcej coś takiego:



Kieszeń pod panelem przednim (druga jest na plecach - pełna, zapinana na rzep - jednocześnie kryje płaskowniki stelaża)



Wersja 1.0 ma realną wagę 1300g (w tym 192g wyciągany stelaż).
Docelowy worek 80+ litrów z nylonu 190 waży 150-170g, co pozwoli uzyskać wagę w granicach 1500g dla 80-cio litrowego plecaka (!)
Możliwe, że powstanie kolejna wersja tej konstrukcji, której waga może być jeszcze mniejsza.
Szacuję, że zastąpienie klamer i taśm 25mm - taśmami 20mm, prefabrykowanych rączek - zwykłą taśmą pozwoli zejść do wagi ok 1100g.
Zmiana materiału z Cordury 750 na lżejszy pozwoli na osiągnięcie teoretycznej wagi w granicach 1000g (+ciężar worka), co jak na plecak z pełnym systemem nośnym jest całkiem przyzwoitą wagą.

Układ troków oraz drabinka na froncie plecaka umożliwia dopasowanie nosidła do objętości worka. Dwa, ruchome troki na froncie pozwalają modyfikować punkty mocowania troków, przez co duży worek nie będzie "wylewał się" z takiej siatki a zbyt mały nie będzie z niej uciekał.



Poniżej na zdjęciu zamiast worka - płachta biwakowa, w środku karimata, lekki śpiwór i parę drobiazgów na dwa dni - jak widać wszystko się trzyma, jednak żeby to jeszcze ładnie wyglądało powinno się coś jeszcze dopakować.



Plecak czeka parę drobnych modyfikacji i próby z różnymi workami - małym, dużym małym i dużym (mały ze śpiworem na dole, duży na górze), mocowanie kijków, maty i czekana...
Jak się uzbiera trochę konkluzji nie omieszkam ich opisać.
Oczywiście duże podziękowania należą się Piotrkowi z Wisportu - za pomoc i chęć eksperymentowania :)