Wymyśliłem sobie taki mini cykl, w którym postaram się zawrzeć w krótkiej formie swoje wrażenia z używania zabranego sprzętu w kontekście konkretnego wyjazdu, pogody etc.
Na pierwszy raz dwa deszczowe wyjazdy - Babia Góra oraz Szczawa-Mszana Górna.
Wyjazdy pechowe pogodowo, bo oba miały być w Tatry, ale za pierwszym razem spasowaliśmy po zapowiadanym pogorszeniu pogody, które trwało przez cały tydzień i skończyło się dopiero w niedzielę.
Za drugim razem zmieniłem plany w zasadzie przy kasie biletowej i sądząc po tym co się działo na Podhalu, zrobiłem słusznie.
Po pierwsze: plecak - testowy Black Diamond Epic 35 sprawdził się całkiem dobrze. ergoACTIV jest dla mnie całkiem nowym odkryciem i od początkowego zachwytu przeszedłem przez dużą niechęć do systemu aż do stanu, kiedy stwierdziłem, że jest "OK". System wymaga zupełnie innego sposobu noszenia plecaka niż ten, do którego się przyzwyczaiłem - po poluzowaniu szelek w celu odciążenia bioder plecak gibie się jak "p...y rezus", dopiero odpowiednie ustawienie szelek, które mają system Swing Arm pozwala na wygodne i skuteczne noszenie tego worka. Więcej szczegółów na ten temat tego plecaka skrobnę jeszcze później.
Pomimo mojej miłości do słoika Nalgene, kiedy nie mam pewności czy po drodze uda mi się uzupełnić wodę, zabieram dwulitrowy bukłak Source Liquitainer. Ma on dwie zalety - da się go zwinąć w małą rolkę kiedy jest już pusty oraz ma wewnątrz powłokę zapobiegającą rozwojowi bakterii i "przejmowaniu" przez bukłak smaku. Nie straszne mu ściskanie i maltretowanie wewnątrz plecaka. Waga wersji dwulitrowej to 38g.W temacie odzieżowym, ciągle niezastąpiona wydaje mi się koszulka Montane Bionic zrobiona z materiału Sportwool. Tkanina łączy w sobie najlepsze cechy wełny i syntetyku, jedynie przeszkadza mi to, że koszulka jest strasznie szeroka pod szyją, gdyby zrobili ją w wersji polo byłaby idealna.
Koszulka w 100% z merynosów zastępuje mi cieńki polar - do przebrania wieczorem i na poranny rozruch jest ok, no i nie łapie tak zapachów.
Spodnie - Berghaus Statis są całkiem sympatyczne i wytrzymałe, ale całe są zrobione z grubej Cordury, która schnie wyczuwalnie dłużej niż Tactel z wstawkami z cieńszej Cordury rip-stop. Drugi model ubrany z uwagi na spodziewaną ilość błota - to spodnie z mieszanki bawełny i poliestru kupione lata temu pod znaczkiem @lpin's. Na upały są bardzo fajne, bo luźne i przewiewne, po deszczu schną przyzwoicie, no i kolor mają ogólno-błotny :)Do turystyki leśno-kapuścianej są naprawdę dobre.
O palniku już pisałem, dodam tylko, że Optimus Crux przymocowany u dołu kartusza praktycznie znika niezauważony w plecaku, co mnie bardzo cieszy.
Nóż jest kolejnym przedmiotem, bez którego nie wychodzę z domu, więc tym bardziej nie wyobrażam sobie bez niego wyjazdu.O nożach można wiele napisać i długo dyskutować. Dla mnie nóż to narzędzie - piękne i wyjątkowe - ale jednak narzędzie. Podobne podejście do tworzenia noży ma firma ESEE (dawniej RAT). ESEE zrobił mały, użytkowy i absolutnie rewelacyjny nóż o nazwie Izula, z którym od grudnia zeszłego roku nie rozstaję się na żadnym wyjeździe.
Mimo niewielkich wymiarów, nożem można zrobić praktycznie wszystkie potrzebne turyście rzeczy - od posmarowania kromki pasztetem, przez wycięcie dziury w puszcze na improwizowany świecznik, po przygotowanie drewna na ognisko. Sam nóż waży niewiele i dodatkowo nie straszy otoczenia, w uszytej przeze mnie pochwie praktycznie nie rzuca się w oczy nawet jak wisi przy pasie.
Na koniec zostawiłem buty.
Temat, który wałkuję od jakiegoś czasu, bo z jednej strony widzę plusy lekkich butów trailowych lub podejściowych, a z drugiej strony doceniam ochronę i niezawodność wysokiego buciora.
Berghaus Cuesta II w ulewnym deszczu spływającym po granitowych płytach na Babiej Górze spisały się rewelacyjnie. Przyczepność podeszwy na mokrym kamieniu jest zadowalająca. Problem z jakim się spotkałem to oczywiście woda - przy takich warunkach, jakie były na grani nie było szans, żeby w końcu nie przemokły. W pierwszej kolejności woda dostała się do nich od góry, spływała po nogawkach spodni, pod stuptuty i dostawała się do środka buta.
Wyciągnąwszy wnioski z tego doświadczenia na następny wyjazd odkurzyłem moje stare buty dżunglowe.
Ten ruch okazał się słuszny, bo mimo tego, że wyglądałem jakbym się urwał z jakiegoś obozu przetrwania, to gęste, lepkie błoto sięgające kostki nie było dla mnie problemem.
Samoczyszczący i głęboki bieżnik oraz wysoka cholewka skutecznie broniły mnie przed ślizganiem się i dostawaniem się do butów rozmoczonej gleby.
Może ktoś w końcu wyprodukuje ultralekkie i łatwe w czyszczeniu buty na błocko? Bo Inov8 Roclite 288 GTX są całe z siatki, która błotem się tylko zapcha.




