Wymyśliłem sobie taki mini cykl, w którym postaram się zawrzeć w krótkiej formie swoje wrażenia z używania zabranego sprzętu w kontekście konkretnego wyjazdu, pogody etc.
Na pierwszy raz dwa deszczowe wyjazdy - Babia Góra oraz Szczawa-Mszana Górna.
Wyjazdy pechowe pogodowo, bo oba miały być w Tatry, ale za pierwszym razem spasowaliśmy po zapowiadanym pogorszeniu pogody, które trwało przez cały tydzień i skończyło się dopiero w niedzielę.
Za drugim razem zmieniłem plany w zasadzie przy kasie biletowej i sądząc po tym co się działo na Podhalu, zrobiłem słusznie.


W temacie odzieżowym, ciągle niezastąpiona wydaje mi się koszulka Montane Bionic zrobiona z materiału Sportwool. Tkanina łączy w sobie najlepsze cechy wełny i syntetyku, jedynie przeszkadza mi to, że koszulka jest strasznie szeroka pod szyją, gdyby zrobili ją w wersji polo byłaby idealna.
Koszulka w 100% z merynosów zastępuje mi cieńki polar - do przebrania wieczorem i na poranny rozruch jest ok, no i nie łapie tak zapachów.

Do turystyki leśno-kapuścianej są naprawdę dobre.
O palniku już pisałem, dodam tylko, że Optimus Crux przymocowany u dołu kartusza praktycznie znika niezauważony w plecaku, co mnie bardzo cieszy.

O nożach można wiele napisać i długo dyskutować. Dla mnie nóż to narzędzie - piękne i wyjątkowe - ale jednak narzędzie. Podobne podejście do tworzenia noży ma firma ESEE (dawniej RAT). ESEE zrobił mały, użytkowy i absolutnie rewelacyjny nóż o nazwie Izula, z którym od grudnia zeszłego roku nie rozstaję się na żadnym wyjeździe.
Mimo niewielkich wymiarów, nożem można zrobić praktycznie wszystkie potrzebne turyście rzeczy - od posmarowania kromki pasztetem, przez wycięcie dziury w puszcze na improwizowany świecznik, po przygotowanie drewna na ognisko. Sam nóż waży niewiele i dodatkowo nie straszy otoczenia, w uszytej przeze mnie pochwie praktycznie nie rzuca się w oczy nawet jak wisi przy pasie.
Na koniec zostawiłem buty.
Temat, który wałkuję od jakiegoś czasu, bo z jednej strony widzę plusy lekkich butów trailowych lub podejściowych, a z drugiej strony doceniam ochronę i niezawodność wysokiego buciora.
Berghaus Cuesta II w ulewnym deszczu spływającym po granitowych płytach na Babiej Górze spisały się rewelacyjnie. Przyczepność podeszwy na mokrym kamieniu jest zadowalająca. Problem z jakim się spotkałem to oczywiście woda - przy takich warunkach, jakie były na grani nie było szans, żeby w końcu nie przemokły. W pierwszej kolejności woda dostała się do nich od góry, spływała po nogawkach spodni, pod stuptuty i dostawała się do środka buta.
Wyciągnąwszy wnioski z tego doświadczenia na następny wyjazd odkurzyłem moje stare buty dżunglowe.
Ten ruch okazał się słuszny, bo mimo tego, że wyglądałem jakbym się urwał z jakiegoś obozu przetrwania, to gęste, lepkie błoto sięgające kostki nie było dla mnie problemem.
Samoczyszczący i głęboki bieżnik oraz wysoka cholewka skutecznie broniły mnie przed ślizganiem się i dostawaniem się do butów rozmoczonej gleby.
Może ktoś w końcu wyprodukuje ultralekkie i łatwe w czyszczeniu buty na błocko? Bo Inov8 Roclite 288 GTX są całe z siatki, która błotem się tylko zapcha.
