18 czerwca 2010

Aloksak - woreczki strunowe.

Niby żadna rewelacja, ot woreczki strunowe zabezpieczające przed wilgocią.
Na każdym z nich dumny napis "Tested and approved by the U.S. Navy" - co budzi we mnie przewrotne skojarzenia lub wizje lotniskowca szczelnie opakowanego w taki worek.

Aloksak
Pomijając marketingowe hasła i zapewnienia o wodoodporności na 60m, Aloksak produkuje wytrzymałe i szczelne woreczki na drobiazgi.

Ja zdecydowałem się na zakup ich produktów w zasadzie w jednym celu - potrzebowałem małego opakowania na apteczkę "wypadową". Na dłuższych wyjazdach używam małej apteczki Deutera, która jest dla mnie wystarczająca, ale na weekendowy wypad w kapuściane góry zabieram niewiele więcej niż plastry, folię NRC i parę pigułek.
Przez pewien czas nosiłem taki zestaw w woreczku strunowym, w jaki była zapakowana NRC'eta, ale nie przeżył on próby czasu, no i nie był szczelny na szwach (zgrzewach).

Obecnie są osiągalne w Polsce woreczki Aloksak w zestawie 3 sztuk:

1. 12.7x10.1 cm,
2. 17.1x15.2 cm,
3. 22.9x15.2 cm.

Każdy z woreczków posiada zapięcie strunowe składające się z 3 równolegle biegnących strun.
Szerokie zgrzewy na bokach budzą spore zaufanie, a brak zgrzewu na dole jeszcze je pogłębia.
Sam materiał, z którego są wykonane sprawia wrażenie elastycznego. Nie jest sztywny, przez co wydaje się ciut delikatny, jednak wystarczy go porównać z foliowym woreczkiem strunowym, by dostrzec przepaść, która je różni.

woreczki strunowe aloksak
Na pierwszy rzut poszedł najmniejszy z całej trójki - główny powód zakupu.
Weszło do niego całkiem sporo, a jednocześnie pakiet jest na tyle mały, że od biedy mieści się w kieszeni spodni albo bluzy.
Pakiecik zawiera: Folia NRC, plastry z opatrunkiem do cięcia, plastry z opatrunkiem w różnych rozmiarach, gaziki nasączane spirytusem, piguły p. bólowe, stoperan, taśmę życia, patyczki kosmetyczne, agrafki, ziplocki (trytytki?), zapałki, gwizdek...
Jak widać wyszedł zestaw apteczkowo-reperacyjno-higieniczny.

Średni worek jest idealny do przenoszenia dokumentów i wrażliwego na wilgoć sprzętu - komórka aparat, karty pamięci, zapalniczka...
Ten worek maltretuję najczęściej, ze względu na to co zawiera, jest najczęściej otwierany, zamykany zaginany, wypychany - zobaczymy jak długo pożyje - na próbę nosze go również na co dzień w plecaku miejskim.

Największy worek jest hmm, najbardziej frustrujący - jest dosłownie o 2-3 centymetry za krótki, żeby weszła do niego mapa. Zgięta na pół wchodzi bez problemu i zostaje jeszcze miejsce na kompas/gps.
W takim układzie używałem tego worka w deszczu, zgięta odpowiednio mapa + smartfon z włączonym giepeesem. Mapa jak i telefon przeżyły to bez uszczerbku.

Woreczki Aloksak nie tylko są wodoodporne, ale też gazosczelne (airtight). Po wyduszeniu z nich powietrza i zamknięciu wyglądają jak pakowane próżniowo.

14 czerwca 2010

Spirytus w puszcze.

Używam kuchenki gazowej, jednak podczas weekendowych wypadów w niższe góry, zabieranie ze sobą palnika i paliwa wiąże się z dodatkowym miejscem w plecaku i wagą.
Próbując oszczędzić sobie noszenia zacząłem różne eksperymenty.

Początkowo zrobiłem samoprężną kuchenkę pepsi can stove z dyszami po bokach, która jest wydajna, ale niewygodna w obsłudze trzeba ją podpalić od zewnątrz żeby zastartowała.

Z uwagi na to, że w niższych górach zazwyczaj nie ma problemu z dostępnością drewna, zacząłem eksperymenty z kuchenką na gaz drzewny, ale w wersji lekkiej (z puszek) dalej nie mogę dojść do ładu - albo pali się drewno (nie gaz) albo szybko gaśnie.

Zniechęcony eksperymentami postanowiłem wrócić do paliwa płynnego i zrobić absolutnie prostą konstrukcję opartą na konstrukcji Supercat Stove.


Kuchenka jest zrobiona z wąskiej puszki, więc lepiej działa z kubkiem niż kuchenka z puszek po napojach.
Co ciekawe inaczej niż w supercat'cie, górne otwory, a nie dolne, działają jako dysze.

Nie jest to demon szybkości, czasu nie mierzyłem, ale orientacyjnie czas gotowania około pół litra wody bez przykrycia to około 8 minut.
Akurat, żeby się zebrać i spakować przed śniadaniem :)



Kuchenka spirytusowa z pewnością nie może zastąpić gazowej czy benzynowej, jednak w kontekście weekendowej turystyki w niewymagającym terenie, pozwala obniżyć wagę, objętość i koszty gotowania.

Niewątpliwym minusem tego paliwa jest tempo gotowania, duża wrażliwość konstrukcji na wiatr (konieczna jest osłona) i zapach denaturatu.

Sama kuchenka ma niewielką żywotność, ale w końcu jest zrobiona z czegoś, co zazwyczaj ląduje w śmietniku.

Prawdę powiedziawszy, powyższy eksperyment wykonałem z czystej ciekawości, jeśli chciałbym używać alkoholu do gotowania, kupiłbym Trangię.

Zdecydowanie wolę używać kuchenki gazowej, a z kuchenkami na gaz drzewny jeszcze powalczę ;)

Kieszeń bez dna?

Kieszeń na pasie biodrowym.
Niby nic wielkiego, ale jakże przydatna. Dobrze skrojona kieszonka na pasie nie dość, że pomieści masę drobnych rzeczy, to do tego nie będzie zbyt przeszkadzać czy wisieć jak jest pusta.

Osobiście nie używam kieszeni bocznych w plecakach (wyjątek - boczne siatkowe), w kieszeni na klapie noszę niewiele, ale za to kieszonka na pasie biodrowym kryje masę rzeczy, które są w zasięgu bez konieczności zdejmowania plecaka.

kieszeń na pasie biodrowym
Na zdjęciu widać co miałem ze sobą w ten weekend:
Petzl e+LITE,
drobne,
sztyft ClimbOn, duży faktor przeciwsłoneczny, teoretycznie do smarowania ust ale dobry też na nos i czubki uszu,
Wenger Clipper, scyzoryk z obcinaczką do paznokci,
gwizdek,
dwa małe karabinki, do dopięcia aparatu, przypięcia tarpu, etc.

Oprócz w/w często lądują tam klucze do domu, bilet na przejazd, zapasowa karta pamięci, drugi lub inny scyzoryk...

Ciekaw jestem co Wy nosicie w takich kieszeniach?

Mleko w tubce.

Ostatnie upalne dni nie sprzyjały przyjemnemu chodzeniu w terenie (w mieście też nie).
Wiadomo, że w taką pogodę należy przede wszystkim uzupełniać płyny, ale na samej wodzie nie pociągnie się długo.

mleko w tubce z kawąJako znany łasuch preferuję "szybkie kalorie" podczas ruchu, co najczęściej sprowadza się do jakiegoś rodzaju batonów, czekolady czy innych słodkości. Domowe batony energetyczne dają energię na dłużej, ale nie zawsze chce mi się je robić (zwłaszcza przed krótkimi wyjazdami), więc korzystam z tego, co mogę kupić w drodze na dworzec lub do auta.
Kończy się to najczęściej batonami w/z/między czekoladą lub inna polewą, które przy temperaturach powyżej 20°C radykalnie zmieniają swój stan skupienia.
Jednym ze sposobów uniknięcia jedzenia półpłynnej masy, w foliowym opakowaniu, jest kupienie ćwierć płynnej masy w tubce - mleka zagęszczonego.

Wiem, że ameryki tu nie odkryłem, ale pierwszy raz spotkałem się z takim mlekiem z dodatkiem kawy naturalnej. Czy działa ono pobudzająco - trudno stwierdzić, ale na pewno ma fajny smak - jest oczywiście słodkie, ale gorzka kawa sprawia, że nie wykręca zębów od tej słodyczy.

Ciekawe, czy częściej będę znajdował tubki z mlekiem o takim smaku w okolicznych sklepach?
Inne smaki od tego producenta są dość powszechnie dostępne.