25 maja 2009

Oj owieczko, gdybyś ty jeszcze gotować umiała...

Obserwując rynek turystyczny w Polsce nie trudno zauważyć, że przechodzimy właśnie etap wielkiego powrotu włókien naturalnych do odzieży aktywnej.

Ten trend powoli przebrzmiewa w krajach sąsiednich... ok, bądźmy szczerzy - w krajach zachodnich, jako, że tam wszelkie nowinki wchodzą szybciej i są też odważniej przyjmowane przez konsumentów.

Z prawa i z lewa słychać (widać, bo często są pisane) peany na temat cudownych i niewiarygodnych właściwości wełny z merynosów.Sporo w tym prawdy - runo merynosów jest delikatniejsze od runa innych owiec (porównywalne jest do odmiany szetlandzkiej, ale o tym marketingowcy milczą :).

Wełna jest jednym z nielicznych materiałów naturalnych, o którym można powiedzieć, że jest termoaktywny (niektórzy jeszcze wymieniają jedwab, ale kto by o tym pamiętał, jest merino!).

Zapytacie, więc czemu się czepiam?

Otóż mam wrażenie, że po raz kolejny wciska się nam "cudowny" produkt, remedium na każde zło tego świata od mokrych pleców począwszy, przez ekologię a na odświeżaniu oddechu skończywszy. Podobnie było z tzw. "softszelem".

Nie mam zamiaru negować sensu istnienia jednego czy drugiego, nie chcę się kłócić z wieloma osobami, które znają się ode mnie lepiej (zwróćcie jednak uwagę, że np. Andy Kirkpatrick chwali wełnę merino w kontekście zimowego wspinania wielkościanowego), ani mieszać którejś tkaniny z błotem.

Ot, po prostu chcę zwrócić uwagę na to, że nie wszystko jest dobre do wszystkiego i dla każdego.

Do rzeczy.

Niezaprzeczalne zalety odzieży z wełny merino:

:: nie śmierdzi (za szybko)
:: jest ciepła nawet gdy namoknie
:: jest odporna na wysoką temperaturę
:: jest naturalna - ważne dla ekologów (aczkolwiek tańsze sposoby wybarwiania opierają się na barwnikach chemicznych)
:: radzi sobie lepiej z odprowadzaniem wilgoci niż bawełna
Są też wady:
:: tempo schnięcia (odprowadzania potu) jest gorsze niż włókien syntetycznych
:: bez odpowiedniego wykończenia (podnosi cenę) deformuje się podczas noszenia i kurczy w praniu
:: jest relatywnie droższa od odpowiedników syntetycznych
:: dla wielu osób nawet najcieńsze odmiany są zbyt ciepłe
Sam używam wełnianej koszulki z długim rękawem - bardzo ją sobie chwalę jednak nie do wszystkiego.
Przy potliwości mojego organizmu wełna jest idealna do spokojnej turystyki, wszelkiej maści podróży i wyjazdów, gdzie nie specjalnie jest szansa na zrobienie prania. Koszulka idealnie sprawdza sie jako warstwa termiczna... do stania na mrozie :)

Ostatni wyjazd w Tatry utwierdził mnie tylko w tym, że mój organizm nawet zimą wytwarza masę wilgoci, której niestety wełna nie jest w stanie w całości odprowadzić. Efekt tego był taki, że odczuwałem dyskomfort "mokrego kompresu" na plecach. Całe szczęście ów kompres nie był przeraźliwie zimny, jednak był wyczuwalnie chłodniejszy niż niezapocona część koszulki.

Może pora na jakieś wnioski?

Odzież z wełny merino z czystym sumieniem mogę polecić tym, którzy wymagają od bielizny utrzymywania komfortu cieplnego, a przy okazji nie za wiele się pocą.

Merino jest świetną opcją dla osób podróżujących - koszulki nie dość, że nie są pogniecione, to nie łapią szybko zapachu użytkownika.

Tym, którzy podobnie jak ja, mocno się pocą do czysto wysiłkowej/sportowej działalności sugeruję używanie włókien sztucznych - tempo odprowadzania potu jest o niebo lepsze od koszulki z owiec.

Jak to bywa w życiu - wymyślono też kompromis - coraz częściej pojawiają się mieszanki włókien merino i poliestru. Taka mieszanka pozwala wykorzystać pozytywne cechy merino przy jednoczesnym ograniczeniu tych negatywnych.

Póki co używałem koszulek z mieszanki Sportwool, gdzie wełna (23%) jest warstwą znajdującą się tuż przy skórze, a poliester (77%)jest warstwą zewnętrzną. dzięki temu wilgoć nagromadzona w masie wełny jest odciągana przez zewnętrzną warstwę syntetyczną. koszulki ze Sportwool, w porównaniu do czysto syntetycznych, wytrzymują na mnie 3 krotnie dłużej bez wykręcania nosa, zapewniając jednocześnie podobne (lub wręcz identyczne) właściwości odciągania potu.

Podsumowując.

W mojej szafie zalega cały pokład syntetycznej bielizny termoaktywnej, z której korzystam często i niezmiennie, zwłaszcza latem (również na co dzień) lub na wypadach jednodniowych.

Na co dzień (zimą) oraz podczas dłuższych podróży używam koszulki wełnianej i mam zamiar sprawić sobie kolejne z tego materiału.

Na wyjazdach turystycznych-górskich najczęściej w plecaku ląduje teraz komplet koszulek: do chodzenia - Sportwool, do siedzenia na biwaku, do spania i jako koszulka rezerwowa - merino.

Uzupełnienie.

1. Merino w skarpetach.

Zachowuje się na mnie znacznie lepiej niż n górnej połowie ciała. Ostatni szybki wypad - 5 godziń intensywnego marszu w śniegu, w niskich butach bez membrany, dał taki efekt, że:

-stopy były lekko wilgotne (ale skarpety były mokre)

-stopy, do póki się ruszałem, były ciepłe (po powrocie do auta pomógł jedynie nawiew na stop).

Skład skarpet - 70% merino+ Outlast

W cieplejszych porach roku, powyższe skarpety są zbyt ciepłe oraz zbyt wiele wilgoci pozostaje w ich strukturze.

Zdecydowanie lepiej sprawdzają się modele z mieszanką 60% merino, 20% coolmax + domieszki, lub 30% merino, 42% poliester, 20% nylon + domieszki.

2.Trwałosć koloru koszulki.

Po 2 miesiacach średnio intensywnego użytkowania koszulki z długim rękawem ze 100% merino, oprócz lekkiego zmechacenia, które jest w końcu naturalne, powstały nieestetyczne odbarwienia pod pachami.

Dodam, że nie używam antyperspirantów, które miałyby prawo zostawić białe/jasne ślady.

1 komentarz:

  1. Witam, dzięki za konkretny wpis w sprawie marino. Mój organizm też nawet w zimie wydziela duże ilości potu wiec do pracy/rekreacji na świeżym (mrrroźnym) powietrzu polecam "kompromis" wełny z syntetykami. Osobiście jestem fanem odzieży z firmy brubeck. Sprawdzałem inne podobne marki. Cenowo przystępniejsze, aczkolwiek wyraźnie słabsze pod względem komfortu użytkowania. Niestety za wszystko co dobre trzeba płacić (dobra inwestyja);]

    OdpowiedzUsuń