Piękne słońce i silny wiatr to wymarzona pogoda dla żeglarzy. W swoim życiorysie mam też epizod związany z żaglami, przypieczętowany stosownym dokumentem.
Z tego okresu pamiętam między innymi to, że sporo rzeczy, które wnosiliśmy na pokład musiało być w jakiś sposób przymocowane żeby nie trzeba było po nie nurkować, począwszy od kluczy i śrubokrętów po okulary i czapki. Niedawno, szukając nowej czapki z daszkiem na lato miałem w rękach czapki dla żeglarzy i mucharzy (o ile tak można wędkarzy muchowych). Tak na marginesie, okazuje się, że jest strasznie trudno znaleźć czapkę z większym daszkiem niż w standardowej bawełnianej „bejsbolówce”. A gdyby jeszcze miała przyzwoity, szybkoschnący materiał...
Te czapki miały właśnie doszyte linki niegubki. To i ostatnie przygody na Babiej Górze (gdzie, jak wiadomo, wieje zawsze) natchnęło mnie do dziesięciu minut pracy w domu z kawałkiem repa i starym identyfikatorem z jakiś targów.
Patent jest w tym samym stopniu przydatny, co banalny. Oczywiście bardziej się sprawdzi tam, gdzie można oberwać bomem lub przy nagłym podmuchu szkwału stracić nakrycie głowy, ale i w górach znajdą się miejsca, gdzie nie ma się wolnej ręki do przytrzymania czapki żeby jej nie zwiało.
Kawałek repa - najlepiej plecionego na okrągło, bez rdzenia - odmierzamy tak, żeby sięgnął od miejsca mocowania (+ 2-4cm na węzeł mocujący) do wysokości mostka.
Linka nie powinna być też za długa, bo będzie się plątać.
Rozbrajamy zawieszkę od identyfikatora, tak, żeby uzyskać sam metalowy klips (krokodyla).
Zaletą takiego klipsa jest to, że nie powinien niszczyć odzieży, no i jest zazwyczaj za darmo ;)
Przeplatamy linkę przez oczko krokodyla, wiążemy supełek i gotowe.
W warunkach ciężkich, improwizowanych i bojowych, najprościej jest naturalnie przywiązać czapkę a nie przypinać. Można też, dla jeszcze większej pewności użyć, mikrokarabinka i dopiąć czapkę np. do ucha transportowego plecaka.
Sam nie wiem czy będę tego „patenta” używał, ale skoro już go zrobiłem, to go wblogowuję ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz