4 czerwca 2009

Piasek w butach.

Odkąd noszę mniej na plecach noszę też lżejsze obuwie. Nie mówię tu konkretnie o masie jednego buta, ale o typie konstrukcji. Niestety związane są z tym pewne niedogodności.

Odpowiednio wyćwiczone i nieprzeciążone (masą dodatkowego ekwipunku) stopy spokojnie sobie radzą w miękkich butach do kostki. Jednak ważna w takim bucie jest odpowiednia wkładka w podeszwie zabezpieczająca stopę przed uderzeniem od spodu np. o kamień, oraz dobre trzymanie stopy przez konstrukcję buta, sznurowanie itp.
Najczęściej te cechy łączą w sobie buty do biegów w terenie, choć coraz więcej pojawia się konstrukcji dla lekkich turystów (np. Salomon Xtempo następca modelu Fastpacker). Buty do biegania po rowach są na pewno lżejsze, a buty do lekkiej turystyki sprawiają wrażenie takich, które pożyją dłużej.
Jednak i w jednym i w drugim przypadku pojawia się problem związany z wysokością obuwia - drobne elementy pedosfery uporczywie dostają się do jego wnętrza, czyli, pisząc po ludzku - sypie się do środka piach, igliwie, kamyki, błoto i śnieg.

Oczywiście ten problem rozwiązują stuptuty, jednak zdecydowana większość z nich jest skonstruowana jako ochrona przed wodą i śniegiem, czyli jest bardziej wodoodporna niż oddychalna. Ponadto ciężko znaleźć jakieś modele, które nie kończą się tuż pod kolanem.
Idealnym rozwiązaniem byłyby niskie ochraniacze kończące się powyżej kostki, z materiału, który dobrze odprowadzi pot a jednocześnie ochroni przed drobnym świństwem szukającym darmowej kuszetki pod naszą stopą.

Czyżby softshellowe stuptuty?
Poniekąd tak, udało mi się znaleźć dwa modele ochraniaczy do przełaju - Quechua oraz Raidlight, jedne droższe od drugich, jednak żaden mnie nie przekonał do siebie.

Małym nakładem środków i sił postanowiłem wykombinować własną konstrukcję.
W moim przypadku dewastacji uległy termoaktywne legginsy z polipropylenu - obciąłem ich nogawki tuż pod kolanem. Następnie bardziej dla pewności niż z konieczności podszyte zostały obcięte brzegi (ukłony dla Teściowej) i po wstępnych oględzinach, doszyte kawałki okrągłej gumki (ukłony dla żony - też miała w tym swój wkład).

Ten rodzinny projekt dał taki efekt:

Ochraniacze sprawują się wyśmienicie, miałem okazje je sprawdzić w zalesionych miejscach w Rudawach, Górach Kamiennych, na Śnieżce, w Sowich, w Stołowych... Kolejne testy przejdą w Niskim i w połączeniu z moimi Mantami w Tatrach.
Oczywiście wymagają pewnych usprawnień - obszycie dołu powinno być wykonane innym szwem - elastycznym, zwykły, sztywny zaczyna pękać pod wpływem naciągania na but.
Górny ściągacz jest delikatny i nie uciska, jednak dość szybko się rozciąga i stuptuty czasami zjeżdżają za nisko, co jest irytujące - wszyję tam płaską gumkę.
Rozważam wykonanie kolejnej pary, nieco niższej i zrobionej np. z rękawów koszulki temoaktywnej. A kto wie - może wersję zimową ze starej kurtki softshellowej ;)

3 komentarze:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. może to pomoże - niekoniecznie ten produkt, ale może jako podpowiedź

    http://www.militarymorons.com/equipment/footwear.html#ukgear2

    OdpowiedzUsuń
  3. Mniej więcej o to chodzi, jednak tu mocowanie jest do jednego typu buta. Najfajniejsze jest chyba połączenie konstrukcji typu inov8 z Dirty Girl Gaiters
    zdjęcie, bo dziewczyny są na rybach właśnie

    OdpowiedzUsuń