3 lipca 2009

Black Diamond Bbee

Producent podaje, że plecak ma pojemność 12 litrów i wagę 360g.
Pojemność wydaje się być podana prawidłowo, waga mojego egzemplarza (po drobnych modyfikacjach) to 366g. Nie jest to może waga ultralekka, ale Bbee nadrabia wytrzymałością materiału - nylon 210d, po ponad 1,5 roku używania nie wykazuje jakichkolwiek oznak zużycia, a jest noszony codziennie w mieście, bywa w Beskidach i Tatrach, zaliczył też wyjazd w Alpy.

Patrząc na wyposażenie plecaka, od razu widać, że został zrobiony przez firmę szyjącą głównie dla wspinaczy - proste linie i brak jakichkolwiek elementów, które mogą się zaczepić podczas wspinania. Dzięki temu plecak ma bardziej "elegancki" wygląd, choć czasami brakuje mi w nim bocznych siatkowych kieszonek, do których się przyzwyczaiłem w poprzednim plecaku (Deuter Ios).

W środku plecaka mamy płaską kieszeń na plecach - domyślnie na bukłak, oraz kieszonkę zapinaną na zamek na froncie plecaka. Mała kieszonka posiada haczyk do przypięcia kluczy, a nad tą drugą znajduje się tasiemka do podwieszenia bukłaka (pętelka z taśmy) oraz wyjście na rurkę, przykryte z zewnątrz materiałem na kształt tunelu.
Rurkę można wyprowadzić zarówno na prawą jak i lewą stronę. Na obu szelkach znajdują się naszyte gumki do przytrzymania rurki.

Bbee nie ma w żaden sposób usztywnionych pleców, jedynie cienką warstwę pianki. W części środkowej, wzdłuż kręgosłupa znajduje się panel z siateczki typu 3D mesh, która w sposób dostateczny radzi sobie z rozprowadzaniem wilgoci, jednak cudów po takim rozwiązaniu nie należny oczekiwać. Takie rozwiązanie konstrukcji pleców pozwala traktować plecak również jako rodzaj worka pakunkowego (stuff sack) wewnątrz większego plecaka czy torby. Ma to tez swój minus, nieumiejętnie zapakowany ma tendencję do zwijania się lub rzeczy w środku gniotą w plecy.

Szelki plecaka są również lekko wyściełane pianką i o spodu podszyte siateczką 3D. Są dobrze wyprofilowane i układają się zarówno na męskich jak i damskich ramionach.
Pas piersiowy ma wszyty elastyczny "bufor na oddech" i ma płynną regulację położenia.
Dolny pasek stabilizacyjny jest wszyty na stałe. Podczas użytkowania w mieście, da się w miarę dobrze przewlec go za plecak, żeby nie plątał się niepotrzebnie.
Jedną z modyfikacji, którą wykonałem, jest doszycie szlufki z taśmy 20mm przytrzymującej ten pasek na froncie plecaka. Szlufka ta pełni równie rolę punktu mocowania czekana lub kijków trekkingowych.

Kolejną modyfikacją, którą mam w planach, będzie dołożenie elastycznego ekspandera na froncie, który umożliwi przenoszenie raków lub kurtki na zewnątrz plecaka.
Tu wychodzi mały minus Bbee (w formie niezmienionej) - przy 12 litrach pojemności ciężko jest się spakować na jeden dzień zimą, wpakowując do środka raki. Brakuje ponadto choćby tylko szlufki, która by umożliwiła przypięcie czekana.
Wygodnym i pewnym sposobem jego przenoszenia jest przełożenie go metodą "na szybko" pomiędzy szelkami, jednak jest to tylko półśrodek.

Inne zmiany to tak naprawdę detale - końcówki taśmy biodrowej nie miały żadnych zaczepów, które by je przytrzymywały. Wodziki zamków były bardzo masywne i metalowe, a dopiero do nich przyczepiono grube repy z plastikowymi zaślepkami - metalowe ustrojstwa odciąłem, a do maszynki dowiązałem cienkie repiki w dodatku w kolorze ucha transportowego :)

Podsumowując, Black Diamond Bbee jest całkiem sensownym, lekkim plecakiem do wypadów w teren jak i do użytku turystyczno-miejskiego. Materiał plecaka co prawda podczas silnego deszczu po prostu przemaka, jednak jest wytrzymały i lekki. Jakość wykonania jest na wysokim poziomie, można się tylko czepić rozwiązań detali tj. brak klamerek na końcówki taśmy biodrowej.
Z uwagi na inne przeznaczenie plecaka niż to z jakim go używam, dokonałem w nim własnych zmian, czego nie można traktować jako wady, po prostu jest to plecak letni, a nie zimowy. Prawdopodobnie lepszym wyjściem byłoby zaopatrzenie się w plecak Osprey Talon 11, który posiada frontowy panel z ekspanderem i mikro pętelkę w tym miejscu, w którym doszywałem swoją. Jednak waży już prawie 2 razy więcej - 670g.
System wentylacji pleców w Bbee jest tak naprawdę żaden - przy małych i tak lekkich plecakach - trzeba się z tym liczyć. Miękkie plecy dają za to lepsze możliwości pakowania plecaka w czymś większym. Bbee dobrze przylega do pleców, co docenią nie tylko wspinacze ale i osoby biegające maratony górskie lub lekki turysta ;)

30 czerwca 2009

Nie ma rzeczy uniwersalnych.

Koniec czerwca, Tatry, na północnych stokach zalega jeszcze śnieg, rano lało jak z cebra, potem słońce grzało jak na Saharze.

ultralite kit gear
Prognoza pogody sprawdzona o 3 nad ranem informowała, że można się spodziewać deszczu konwekcyjnego, zachmurzenia i temperatury w granicach +15°C.
Rzeczywistość była trochę inna - od Nowego Targu było oberwanie chmury, więc w ruch poszła lekka kurtka membranowa. Niestety temperatura powietrza i wilgotność nie są sprzymierzeńcem membran, odrobina ruchu w takich warunkach powoduje efekt sauny.
Żeby tego uniknąć zdecydowałem się na szybką zmianę garderoby, założyłem DriClime, który wziąłem jako "najbardziej uniwersalną rzecz w plecaku". Ten windshirt zastępuje lekki polar, zapewnia ochronę przed wiatrem, chroni przed lekkim deszczem, nie pozwala się przegrzać na podejściu - to wszystko prawda, ale raczej zimą. Niestety wyższa temperatura i podszewka, w która wyposażona jest kurtka nie są dobrym połączeniem.
Nawet nie wiecie jak bardzo brakowało mi wtedy lekkiej wiatrówki z Pertexu! Założona na koszulkę spokojnie radzi sobie z wilgocią generowaną od środka jak i tą, która atakuje z zewnątrz. Sytuację uratowało to, że przestało padać. Resztę drogi do Murowańca pokonałem po ludzku, tylko w koszulce.

Wiedząc, że możemy trafić na śnieg, zabrałem złom żelazny w postaci czekana i raków.
A, że raki mam półautomatyczne, w plecaku wylądowały również buty, do których mogę je podpiąć. Dlaczego w plecaku? Bo parokrotnie miałem okazję się przekonać, że szlaki w Tatrach są przygotowane dla turystów i spacerowiczów i w stosunkowo twardych butach podejście zakrawa o masochizm. Jako buty podejściowe świetnie sprawdzają się lekkie śmigodasy np. Salomon Symbio (mam wersję poprzednią).

Raków w końcu nie użyłem, przy takiej ilości śniegu wystarczył głęboki bieżnik i sztywność podeszwy plus asekuracja czekanem. Prawdopodobnie używając złożonego kijka trekkingowego, bez talerzyka podchodziłoby się podobnie, jednak czekan daje ciut więcej pewności i wygląda bardziej profesjonalnie ;)

mountaineering lightweight tatra mountains
To, co się sprawdziło idealnie, to opisywane wcześniej spodnie Terra, czapka Aero Cap oraz (o dziwo) Buff z merino Po części dobrze sprawowała się koszulka z długim rękawem ze Sportwool, sam materiał jest idealny na taką pogodę, krój rękawów pozwala łatwo je podciągnąć, jednak zbyt szeroki dekolt przy lejącym się z nieba promieniowaniu oznacza spalony kark.
Nie sprawdziła się Driclime - użyta jedynie jako kurtka postojowa - jest po prostu za ciepła.

windshirt, ultralight, marmot driclime
Taki stan rzeczy dał mi do myślenia.
Pierwszą sprawą, którą zamierzam zmienić, to powrót do przyzwyczajenia zabierania ze sobą wiatrówki nawet do opery :)
Drugi krok to znalezienie jakiejś letniej (!) koszulki z długim rękawem i stójką chroniącą kark. Zastanawiałem się nad użyciem jakiejś syntetycznej koszuli z kołnierzykiem, jednak w górach lepiej się czuję w odzieży typu technicznego, o bardziej dopasowanym kroju niż w czymś co ubieram na spacer do lasu.
Początkowo myślałem o zaryzykowaniu kupna koszulki z cienkiego merino, licząc na duży współczynnik ochrony przed UV i zapachem, jednak dotychczasowe doświadczenia z tym materiałem powstrzymują mnie przed tym zakupem.
Najprawdopodobniej pójdę w stronę koszulek z technologią Cocona, chociażby z Marmota, bo jednak jest to syntetyk, ale z dodatkowym, podobno trwałym wykończeniem antybakteryjnym.
Trzecia sprawa to rozwiązanie przyczepności lekkich butów podejściowych na śniegu. Miękka podeszwa, nawet z agresywnym bieżnikiem raczej nie daje dużej nadziei na pewne trzymanie się zalegającego śniegu, rozwiązaniem oczywistym są raki.
Gdybym zaopatrzył się w coś takiego miałbym problem z głowy i mógłbym zabierać się z 12-to litrowym plecakiem a nie 30-to.
A na koniec, niczym parasolka na drinku lub wisienka na torcie, sprzęt który ot tak dawna chodzi mi po głowie, że nie widzę wyjścia i będę musiał go jakoś zdobyć.
Ultralekkie kije o minimalnej długości po złożeniu.

To jest plan zmian, jak szybko nastąpi jego realizacja - czas i budżet pokaże.
Na razie w pracy sezon, za oknem skwar, więc ograniczam wyjazdy - zwłaszcza w Tatry.
Nie lubię być deptany.

Zdjęcia mojej skromnej osoby zapożyczone z kolekcji traszana i jagulara

29 czerwca 2009

Zawrat sprintem

Wczorajszy dzień zaczął się ulewnym deszczem w drodze do Zakopca, a skończył spalonym karkiem i nosem.

Szybki wypad na Zawrat zweryfikował po raz kolejny moje wyposażenie ubiorowo-sprzętowe.
Więcej na ten temat napisałem tutaj.


Galeria zdjęć z wypadu.