Nadchodzi jesień, dni robią się coraz krótsze a ranki i wieczory tchną chłodem i wilgocią.
Człowiek jest chyba jedynym zwierzęciem, które nie ma naturalnej ochrony przed niską temperaturą, więc musi zakładać na siebie odzież.
Przez wiele lat ubieraliśmy się "na cebulkę" - wiele warstw odzieży z jednej strony zatrzymuje większą ilość nagrzanego powietrza i pozwala na skuteczną regulację termiki (poprzez ściąganie lub zakładanie poszczególnych warstw), ale z drugiej strony często powoduje dyskomfort podczas ruchu oraz zwiększa konieczną ilość zabieranych rzeczy.
Rozwój technologii pozwolił na stworzenie materiałów lżejszych, nienasiąkliwych i o strukturze lepiej zatrzymującej ciepło, które przy okazji są w stanie odprowadzić pot na zewnątrz.
Taki stan rzeczy dał nadzieję na poprawienie komfortu noszenia odzieży, a przez to i komfortu użytkownika.
Przekonywano nas do teorii opierającej się na trzech warstwach: bieliźnie termoaktywnej, polarze i kurtce z membraną - teraz mówimy o tym "hardshell".
W Polsce najczęściej składał się z koszulki syntetycznej, polaru "200" i kurtki z membraną.
Taki układ miał zapewnić komfort w dość szerokim spektrum temperatur i warunków, jednak dość szybko okazało się, że nie jest to zestaw idealny.
Zewnętrzna warstwa membranowa nie jest w stanie odprowadzić zbyt dużej ilości wilgoci, co jest skutkiem ubocznym zastosowania membrany, a warstwa termiczna podczas intensywnego wysiłku doprowadza do przegrzania, a podczas postoju nie zapewnia odpowiedniej izolacji. Polar jest odzieżą termoaktywną - do jej odpowiedniego działania potrzebny jest więc ruch.
Pojawiła się zatem kontr-koncepcja, która miała zniwelować problem związany z odprowadzaniem wilgoci i "zarządzaniem" temperaturą, oryginalnie nosiła miano "pile & pertex" i opierała się na odzieży noszonej przez Eskimosów. Została opracowana z myślą o zimie. Taki typ ubioru ograniczał ilość warstw do jednej, przez co zmniejszała się waga i objętość zabieranej odzieży, jak i poprawiał się komfort poruszania się w niej. Ten system został stworzony głównie na warunki zimowe.
Oba sposoby ochrony przed zimnem początkowo były przeznaczone dla wspinaczy (tych zimowych jak i wysokogórskich), jednak dość szybko zostały zaadaptowane przez turystów.
O ile w przypadku tych pierwszych, ograniczony zestaw odzieży na ciele ma jakieś uzasadnienie - w ścianie, na stanowisku czy będąc związanym liną ciężko jest się rozbierać czy ubierać (wyjątkiem jest kurtka stanowiskowa - belay jacket), a mniejsza ilość warstw oznacza większą swobodę ruchu, to przeciętny turysta idący po szlaku, nawet zimą, ma możliwość założenia bądź ściągnięcia dodatkowej warstwy, przez co może zapewnić sobie jeszcze większy komfort.
Ten dość prosty podział, wynikający z możliwości użycia odzieży, na wspinaczkową i turystyczną był kiedyś bardziej widoczny. Obecnie mam wrażenie, że został zatarty.
Producenci od dobrych paru lat proponują nam różnego typu produkty pod wspólną nazwą - softshell.
Najczęściej wyglądają tak, że od spodu posiadają cienką warstwę mechatego (mniej lub bardziej) polaru, a od zewnątrz mają gęsto tkaną, lekko elastyczną powierzchnię (co jest pomiędzy, to już inna historia). Tego typu materiały powstały początkowo dla narciarzy - zapobiegały przyklejaniu się śniegu (jak miało to miejsce w przypadku polaru) a jednocześnie były wygodniejsze od kurtki membranowej, która jest nieelastyczna i często sztywnieje na mrozie.
Właśnie przez to, że materiał nie krępuje ruchów i nadaje się na zimę, dość szybko zdobył popularność wśród wspinaczy. I tu historia się powtarza, ze środowiska wspinaczkowego, szybko przeszedł do turystycznego i zdobywa nowych zwolenników.
Wszystko by było w porządku, gdyby nie to, że i ten typ ubioru nie jest ideałem ;)
W założeniu, softshell jest rozwinięciem koncepcji pile&pertex, zakłada zmniejszenie ilości warstw, zwiększenie wygody podczas ruchu, ochronę przed wiatrem i śniegiem (nie przed deszczem).
Zasadniczo miał też mieć lepszą oddychalność, ale coraz częściej spotyka się softshelle z membraną, co akurat ten parametr sprowadza do poziomu hardshell'u.
Najczęstszym problemem związanym z softshellem jest fakt, że przemaka, więc uzupełnia się go lekką kurtką przeciwdeszczową. Drugi problem jest taki, że jest on dość "wąski" termicznie - latem bywa w nim za ciepło, zimą trzeba założyć coś pod spód.
To sprowadza nas do punktu wyjścia - ubioru "na cebulkę" - wiele warstw odzieży z jednej strony zatrzymuje większą ilość nagrzanego powietrza i pozwala na skuteczną regulację termiki (poprzez ściąganie lub zakładanie pojedynczych elementów), ale... nowe materiały są dużo lżejsze i wygodniejsze, nie krepują zbytnio ruchów i zajmują dużo mniej miejsca w plecaku.
Stosując odzież warstwowo można się szybko dostosować do zmiennych warunków, jakie zastaniemy na szlaku. Dwa cieńkie polary, zamiast jednego grubego, pozwalają na łatwą regulację temperatury.
Wiatrówka, chroni przed wychłodzeniem ale prawie nie ogranicza oddychalności, więc może być traktowana jako dodatkowa warstwa pod odzieżą membranową.
Lekka kurtka hardshell może być dzięki temu wykorzystywana jedynie podczas złej pogody, etc...
Taki system jest dużo bardziej elastyczny i pozwala na łatwe dostosowanie się do sytuacji.
Jednak wygląda na to, że porwani obietnicami mniejszej ilości warstw, większej swobody czy nieprawdopodobnej oddychalności, większość o nim zapomniała.
Ja sam stosunkowo niedawno sobie uzmysłowiłem zalety "cebulki", o których po prostu zapomniałem.
W szafie dalej mam dwa softshelle (stretch woven) i koszulę typu pile&pertex, których nadal używam - ale w warunkach przewidywalnych.
Mam klasyczny hardshell - używany również w konkretnych warunkach.
Tam gdzie spodziewam się wszystkiego - od marznącego deszczu, po palące słońce... zabieram kilogram cebuli :)
Do powyższych rozważań natchnęła mnie po części aura za oknem, ale nie tylko.
Przez przypadek znalazłem w sieci film opisujący sposób ubierania się na zimę i lato.
Film został stworzony przez NOLS (National Outdoor Leadership School), organizację z ponad 40 letnim doświadczeniem, założoną przez Paula Petzoldta.
NOLS nieco inaczej potraktowali temat warstw ubioru na zimę, uwagę zwraca wykorzystanie wiatrówki jako pełnoprawnej warstwy pośredniej oraz wyparcie warstwy polarowej przez lekką kurtkę/sweter syntetyczny.
Nie jestem wspinaczem, chodzę po szlakach starając się "nosić lekko", ale nie lubię marznąć ani się przegrzewać.
Jestem fanem nowych technologii, jednak uważam, że powinniśmy podchodzić do nich z rozsądkiem i nauczyć się z nich korzystać, zamiast ślepo wierzyć w zapewnienia wynalazców.
Da się zmniejszyć ilość warstw zakładanej odzieży, ale nie można wtedy liczyć na to, że będzie wtedy dobra na każde warunki.